Dobra i zła prokrastynacja

Grudzień 2005

Najbardziej imponujący ludzie, których znam, to straszniasi prokrastynatorzy. Czy zatem prokrastynacja nie zawsze jest zła?

Większość ludzi, którzy piszą o prokrastynacji, pisze o tym, jak ją wyleczyć. Ale to, ściśle mówiąc, niemożliwe. Istnieje nieskończona liczba rzeczy, które można by robić. Cokolwiek robisz, nie robisz wszystkiego innego. Zatem pytanie brzmi nie jak unikać prokrastynacji, ale jak dobrze prokrastynować.

Istnieją trzy warianty prokrastynacji, w zależności od tego, co robisz zamiast pracować nad czymś: możesz pracować nad (a) niczym, (b) czymś mniej ważnym, lub (c) czymś ważniejszym. To ostatnie, jak twierdzę, jest dobrą prokrastynacją.

To jest "roztargniony profesor", który zapomina się ogolić, zjeść, a nawet może spojrzeć, gdzie idzie, podczas gdy myśli o jakimś interesującym pytaniu. Jego umysł jest nieobecny w codziennym świecie, ponieważ ciężko pracuje w innym.

W tym sensie najwięcej imponujących ludzi, których znam, to prokrastynatorzy. Są to prokrastynatorzy typu C: odkładają pracę nad małymi rzeczami, aby pracować nad dużymi.

Co to jest "mała rzecz"? Z grubsza, praca, która ma zerową szansę na wspomnienie w Twoim nekrologu. Trudno powiedzieć w danym momencie, co okaże się Twoją najlepszą pracą (czy będzie to Twoje magnum opus o architekturze sumeryjskich świątyń, czy thriller detektywistyczny, który napisałeś pod pseudonimem?), ale istnieje cała klasa zadań, które możesz bezpiecznie wykluczyć: golenie się, pranie, sprzątanie domu, pisanie podziękowań – wszystko, co można nazwać przyziemnym zadaniem.

Dobra prokrastynacja to unikanie przyziemnych zadań, aby wykonywać prawdziwą pracę.

Dobra, w pewnym sensie, przynajmniej. Ludzie, którzy chcą, abyś wykonywał przyziemne zadania, nie będą uważać tego za dobre. Ale prawdopodobnie musisz ich irytować, jeśli chcesz coś osiągnąć. Nawet najłagodniej wyglądający ludzie, jeśli chcą wykonywać prawdziwą pracę, mają pewien stopień bezwzględności, jeśli chodzi o unikanie przyziemnych zadań.

Niektóre przyziemne zadania, jak odpisywanie na listy, znikają, jeśli je zignorujesz (być może zabierając ze sobą przyjaciół). Inne, jak koszenie trawnika czy składanie zeznań podatkowych, tylko się pogarszają, jeśli je odkładasz. W zasadzie nie powinno działać odkładanie drugiego rodzaju przyziemnych zadań. Będziesz musiał zrobić to, co jest do zrobienia, ostatecznie. Dlaczego nie (jak zawsze mówią zawiadomienia o przeterminowanych płatnościach) zrobić tego teraz?

Powodem, dla którego warto odkładać nawet te przyziemne zadania, jest to, że prawdziwa praca wymaga dwóch rzeczy, których przyziemne zadania nie mają: dużych bloków czasu i odpowiedniego nastroju. Jeśli zainspiruje Cię jakiś projekt, może to być ogólna korzyść z odłożenia wszystkiego, co miałeś zrobić przez następne kilka dni, aby nad nim pracować. Tak, te przyziemne zadania mogą kosztować Cię więcej czasu, gdy w końcu się nimi zajmiesz. Ale jeśli dużo zrobisz w ciągu tych kilku dni, będziesz ogólnie bardziej produktywny.

W rzeczywistości może to nie być różnica w stopniu, ale różnica w rodzaju. Mogą istnieć rodzaje pracy, które można wykonać tylko w długich, nieprzerwanych okresach, gdy pojawia się inspiracja, zamiast sumiennie w zaplanowanych małych fragmentach. Empirycznie wydaje się, że tak jest. Kiedy myślę o ludziach, których znam, a którzy dokonali wielkich rzeczy, nie wyobrażam sobie ich sumiennie odhaczających pozycje z list rzeczy do zrobienia. Wyobrażam sobie ich wymykających się, aby pracować nad jakimś nowym pomysłem.

I odwrotnie, zmuszanie kogoś do wykonywania przyziemnych zadań synchronicznie ogranicza jego produktywność. Koszt przerwania to nie tylko czas, który zajmuje, ale także to, że dzieli czas po obu stronach na pół. Prawdopodobnie wystarczy przerwać kogoś kilka razy dziennie, zanim będzie on w stanie w ogóle pracować nad trudnymi problemami.

Dużo się zastanawiałem, dlaczego startupy są najbardziej produktywne na samym początku, kiedy są tylko kilkoma facetami w mieszkaniu. Głównym powodem może być to, że jeszcze nikt ich nie przerywa. Teoretycznie dobrze jest, gdy założyciele w końcu zdobędą wystarczająco dużo pieniędzy, aby zatrudnić ludzi do wykonania części pracy za nich. Ale może lepiej być przepracowanym niż przerywanym. Gdy tylko rozcieńczysz startup zwykłymi pracownikami biurowymi – prokrastynatorami typu B – cała firma zaczyna rezonować na ich częstotliwości. Są napędzani przez przerwy, a wkrótce ty też.

Przyziemne zadania są tak skuteczne w zabijaniu wielkich projektów, że wiele osób używa ich do tego celu. Ktoś, kto postanowił napisać powieść, na przykład, nagle odkryje, że dom wymaga sprzątania. Ludzie, którzy nie piszą powieści, nie robią tego, siedząc przed pustą stroną przez wiele dni bez pisania niczego. Robią to, karmiąc kota, wychodząc kupić coś potrzebnego do mieszkania, spotykając się z przyjacielem na kawę, sprawdzając pocztę. "Nie mam czasu na pracę", mówią. I nie mają; upewnili się co do tego.

(Istnieje również wariant, w którym ktoś nie ma miejsca do pracy. Lekarstwem jest odwiedzenie miejsc, w których pracowali znani ludzie, i zobaczenie, jak bardzo były one nieodpowiednie.)

Używałem obu tych wymówek w pewnym momencie. Nauczyłem się wielu sztuczek, aby zmusić się do pracy przez ostatnie 20 lat, ale nawet teraz nie wygrywam konsekwentnie. Niektóre dni poświęcam na prawdziwą pracę. Inne dni pochłaniają przyziemne zadania. I wiem, że to zazwyczaj moja wina: pozwalam przyziemnym zadaniom pochłonąć dzień, aby uniknąć stawienia czoła jakiemuś trudnemu problemowi.

Najniebezpieczniejszą formą prokrastynacji jest nieujawniona prokrastynacja typu B, ponieważ nie czuje się ona jak prokrastynacja. Ty "załatwiasz sprawy". Tylko niewłaściwe sprawy.

Każda rada dotycząca prokrastynacji, która koncentruje się na odhaczaniu pozycji z listy rzeczy do zrobienia, jest nie tylko niekompletna, ale wręcz myląca, jeśli nie bierze pod uwagę możliwości, że sama lista rzeczy do zrobienia jest formą prokrastynacji typu B. W rzeczywistości możliwość to zbyt słabe słowo. Prawie każdy tak ma. Chyba że pracujesz nad największymi rzeczami, nad którymi mógłbyś pracować, to prokrastynujesz typu B, niezależnie od tego, ile rzeczy załatwiasz.

W swoim słynnym eseju You and Your Research (który polecam każdemu ambitnemu, niezależnie od tego, nad czym pracuje), Richard Hamming sugeruje zadawanie sobie trzech pytań:

  1. Jakie są najważniejsze problemy w Twojej dziedzinie?

  2. Czy pracujesz nad jednym z nich?

  3. Dlaczego nie?

Hamming pracował w Bell Labs, kiedy zaczął zadawać takie pytania. Teoretycznie każdy tam powinien być w stanie pracować nad najważniejszymi problemami w swojej dziedzinie. Być może nie każdy może wywrzeć równie dramatyczny ślad na świecie; nie wiem; ale niezależnie od Twoich zdolności, istnieją projekty, które je rozciągają. Zatem ćwiczenie Hamminga można uogólnić na:

Co jest najlepszą rzeczą, nad którą mógłbyś pracować, i dlaczego tego nie robisz?

Większość ludzi będzie unikać tego pytania. Ja sam go unikam; widzę je tam na stronie i szybko przechodzę do następnego zdania. Hamming chodził i faktycznie zadawał ludziom to pytanie, i nie przysporzyło mu to popularności. Ale jest to pytanie, z którym każdy ambitny powinien się zmierzyć.

Problem w tym, że możesz złapać bardzo dużą rybę na tę przynętę. Aby wykonać dobrą pracę, musisz zrobić więcej niż tylko znaleźć dobre projekty. Gdy je znajdziesz, musisz zmusić się do pracy nad nimi, a to może być trudne. Im większy problem, tym trudniej zmusić się do pracy nad nim.

Oczywiście głównym powodem, dla którego ludzie mają trudności z pracą nad konkretnym problemem, jest to, że go nie lubią. Kiedy jesteś młody, zwłaszcza, często okazuje się, że pracujesz nad rzeczami, których tak naprawdę nie lubisz – na przykład dlatego, że wydają się imponujące, lub dlatego, że przydzielono Ci pracę nad nimi. Większość doktorantów utknęła w pracy nad dużymi problemami, których tak naprawdę nie lubią, a studia doktoranckie są tym samym co prokrastynacja.

Ale nawet gdy lubisz to, nad czym pracujesz, łatwiej jest zmusić się do pracy nad małymi problemami niż nad dużymi. Dlaczego? Dlaczego tak trudno pracować nad dużymi problemami? Jednym z powodów jest to, że możesz nie otrzymać żadnej nagrody w przewidywalnej przyszłości. Jeśli pracujesz nad czymś, co możesz ukończyć w ciągu dnia lub dwóch, możesz wkrótce oczekiwać miłego poczucia osiągnięcia. Jeśli nagroda jest nieokreślona w przyszłości, wydaje się mniej realna.

Innym powodem, dla którego ludzie nie pracują nad dużymi projektami, jest, ironicznie, strach przed marnowaniem czasu. Co jeśli się nie powiedzie? Wtedy cały czas poświęcony na to zostanie zmarnowany. (W rzeczywistości prawdopodobnie tak nie będzie, ponieważ praca nad trudnymi projektami prawie zawsze dokądś prowadzi.)

Ale problem z dużymi problemami nie może polegać tylko na tym, że nie obiecują one natychmiastowej nagrody i mogą spowodować zmarnowanie dużej ilości czasu. Gdyby to było wszystko, nie byłyby gorsze niż odwiedzanie teściów. Jest w tym coś więcej. Duże problemy są przerażające. Stawienie im czoła to niemal fizyczny ból. To jak podłączenie odkurzacza do wyobraźni. Wszystkie Twoje początkowe pomysły są natychmiast wysysane, i nie masz więcej, a odkurzacz wciąż zasysa.

Nie można patrzeć na duży problem zbyt bezpośrednio. Trzeba podejść do niego nieco po omacku. Ale trzeba odpowiednio dostosować kąt: trzeba być wystarczająco zwróconym w stronę dużego problemu, aby złapać trochę promieniującego z niego ekscytacji, ale nie na tyle, aby Cię to sparaliżowało. Możesz zawęzić kąt, gdy już zaczniesz, tak jak żaglówka może płynąć bliżej wiatru, gdy już ruszy.

Jeśli chcesz pracować nad wielkimi rzeczami, wydaje się, że musisz oszukać siebie, aby to zrobić. Musisz pracować nad małymi rzeczami, które mogą przerodzić się w wielkie rzeczy, lub pracować nad kolejno większymi rzeczami, lub dzielić moralny ciężar ze współpracownikami. To nie jest oznaka słabości poleganie na takich sztuczkach. W ten sposób wykonano najlepszą pracę.

Kiedy rozmawiam z ludźmi, którym udało się zmusić do pracy nad wielkimi rzeczami, okazuje się, że wszyscy odkładają przyziemne zadania i wszyscy czują się z tego powodu winni. Nie sądzę, żeby powinni czuć się winni. Jest więcej do zrobienia niż ktokolwiek mógłby. Więc ktoś, kto wykonuje najlepszą pracę, na jaką go stać, nieuchronnie zostawi wiele przyziemnych zadań niedokończonych. Wydaje się błędem czuć się z tego powodu źle.

Myślę, że sposób na "rozwiązanie" problemu prokrastynacji polega na tym, aby pozwolić zachwytowi Cię przyciągać, zamiast pozwalać liście rzeczy do zrobienia Cię popychać. Pracuj nad ambitnym projektem, który naprawdę lubisz, i żegluj tak blisko wiatru, jak tylko możesz, a zostawisz właściwe rzeczy niedokończone.

Dzięki Trevorowi Blackwellowi, Jessice Livingston i Robertowi Morrisowi za przeczytanie wersji roboczych tego tekstu.