Uważaj na przepaść

Maj 2004

Gdy ludzie wystarczająco dbają o coś, by robić to dobrze, ci, którzy robią to najlepiej, są zazwyczaj znacznie lepsi od wszystkich innych. Istnieje ogromna przepaść między Leonardem a jego drugorzędnymi współczesnymi, takimi jak Borgognone. Tę samą przepaść można dostrzec między Raymondem Chandlerem a przeciętnym pisarzem powieści kryminalnych. Najlepszy zawodowy szachista mógłby rozegrać dziesięć tysięcy partii ze zwykłym graczem klubowym, nie przegrywając ani razu.

Podobnie jak szachy, malarstwo czy pisanie powieści, zarabianie pieniędzy jest bardzo wyspecjalizowaną umiejętnością. Ale z jakiegoś powodu traktujemy tę umiejętność inaczej. Nikt nie narzeka, gdy kilka osób przewyższa wszystkich w grze w szachy czy pisaniu powieści, ale gdy kilka osób zarabia więcej pieniędzy niż reszta, pojawiają się redakcyjne artykuły mówiące, że to jest złe.

Dlaczego? Wzór zmienności wydaje się nie różnić od żadnej innej umiejętności. Co powoduje, że ludzie reagują tak silnie, gdy umiejętnością jest zarabianie pieniędzy?

Myślę, że istnieją trzy powody, dla których traktujemy zarabianie pieniędzy inaczej: mylący model bogactwa, którego uczymy się jako dzieci; podejrzany sposób, w jaki do niedawna gromadzono większość fortun; oraz obawa, że wielkie różnice w dochodach są w jakiś sposób złe dla społeczeństwa. O ile wiem, pierwszy jest błędny, drugi przestarzały, a trzeci empirycznie fałszywy. Czy możliwe, że w nowoczesnej demokracji zmienność dochodów jest faktycznie oznaką zdrowia?

Model bogactwa „Tatusia”

Kiedy miałem pięć lat, myślałem, że prąd jest wytwarzany przez gniazdka elektryczne. Nie zdawałem sobie sprawy, że istnieją elektrownie, które go generują. Podobnie, większość dzieci nie zdaje sobie sprawy, że bogactwo jest czymś, co trzeba wytworzyć. Wydaje się, że jest to coś, co płynie od rodziców.

Ze względu na okoliczności, w jakich dzieci się z nim spotykają, mają tendencję do błędnego rozumienia bogactwa. Mylą je z pieniędzmi. Myślą, że jest go określona ilość. I myślą o nim jako o czymś, co jest dystrybuowane przez władze (i dlatego powinno być dystrybuowane równo), a nie jako o czymś, co trzeba stworzyć (i może być tworzone nierówno).

W rzeczywistości bogactwo to nie pieniądze. Pieniądze to tylko wygodny sposób wymiany jednej formy bogactwa na inną. Bogactwo to podstawowe rzeczy – towary i usługi, które kupujemy. Kiedy podróżujesz do bogatego lub biednego kraju, nie musisz patrzeć na konta bankowe ludzi, aby stwierdzić, do którego należysz. Możesz zobaczyć bogactwo – w budynkach i ulicach, w ubraniach i zdrowiu ludzi.

Skąd bierze się bogactwo? Ludzie je tworzą. Było to łatwiejsze do zrozumienia, gdy większość ludzi mieszkała na farmach i tworzyła wiele rzeczy, których pragnęła, własnymi rękami. Wtedy można było zobaczyć w domu, stadach i spichlerzu bogactwo, które każda rodzina stworzyła. Było też oczywiste, że bogactwo świata nie jest stałą ilością, którą trzeba dzielić, jak kawałki ciasta. Jeśli chciałeś więcej bogactwa, mogłeś je stworzyć.

Jest to prawdą również dzisiaj, chociaż niewielu z nas tworzy bogactwo bezpośrednio dla siebie (z wyjątkiem kilku szczątkowych zadań domowych). Głównie tworzymy bogactwo dla innych ludzi w zamian za pieniądze, które następnie wymieniamy na formy bogactwa, których pragniemy. [1]

Ponieważ dzieci nie są w stanie tworzyć bogactwa, wszystko, co mają, musi im zostać dane. A kiedy bogactwo jest czymś, co otrzymujesz, to oczywiście wydaje się, że powinno być dystrybuowane równo. [2] Tak jak w większości rodzin. Dzieci o to dbają. „Niesprawiedliwe!” – krzyczą, gdy jedno rodzeństwo dostaje więcej niż drugie.

W prawdziwym świecie nie możesz wiecznie żyć na koszt rodziców. Jeśli czegoś chcesz, musisz to albo stworzyć, albo zrobić coś o równoważnej wartości dla kogoś innego, aby skłonić go do dania ci wystarczającej ilości pieniędzy na zakup. W prawdziwym świecie bogactwo jest (z wyjątkiem kilku specjalistów, takich jak złodzieje i spekulanci) czymś, co trzeba stworzyć, a nie czymś, co dystrybuuje „Tatuś”. A ponieważ zdolność i chęć jego tworzenia różnią się w zależności od osoby, nie jest ono tworzone równo.

Otrzymujesz zapłatę za robienie lub tworzenie czegoś, czego ludzie chcą, a ci, którzy zarabiają więcej pieniędzy, często po prostu lepiej robią to, czego chcą ludzie. Najlepsi aktorzy zarabiają znacznie więcej niż aktorzy z listy B. Aktorzy z listy B mogą być prawie tak samo charyzmatyczni, ale kiedy ludzie idą do kina i patrzą na listę wyświetlanych filmów, chcą tej dodatkowej „iskry”, którą mają wielkie gwiazdy.

Robienie tego, czego chcą ludzie, nie jest oczywiście jedynym sposobem na zdobycie pieniędzy. Możesz też okraść banki, przyjmować łapówki lub ustanowić monopol. Takie sztuczki odpowiadają za część zmienności bogactwa, a nawet za niektóre z największych indywidualnych fortun, ale nie są one główną przyczyną zmienności dochodów. Główną przyczyną zmienności dochodów, jak sugeruje Brzytwa Ockhama, jest to samo, co główną przyczyną zmienności w każdej innej ludzkiej umiejętności.

W Stanach Zjednoczonych dyrektor generalny dużej spółki publicznej zarabia około 100 razy więcej niż przeciętna osoba. [3] Koszykarze zarabiają około 128 razy więcej, a baseballiści 72 razy więcej. Redakcyjne artykuły cytują tego rodzaju statystyki z przerażeniem. Ale nie mam problemu z wyobrażeniem sobie, że jedna osoba może być 100 razy bardziej produktywna niż inna. W starożytnym Rzymie cena niewolników różniła się 50-krotnie w zależności od ich umiejętności. [4] A to nie uwzględnia motywacji ani dodatkowej dźwigni produktywności, którą można uzyskać dzięki nowoczesnej technologii.

Redakcyjne artykuły o pensjach sportowców czy dyrektorów generalnych przypominają mi wczesnych pisarzy chrześcijańskich, którzy argumentowali z podstawowych zasad, czy Ziemia jest okrągła, podczas gdy mogli po prostu wyjść na zewnątrz i sprawdzić. [5] Ile jest warte czyjeś dzieło, to nie jest kwestia polityki. To coś, co rynek już ustalił.

„Czy oni są naprawdę warci 100 nas?” – pytają redaktorzy. Zależy, co rozumiesz przez „wartość”. Jeśli przez „wartość” rozumiesz to, za co ludzie zapłacą za ich umiejętności, odpowiedź brzmi: tak, najwyraźniej.

Dochody kilku dyrektorów generalnych odzwierciedlają pewien rodzaj nieprawidłowości. Ale czy nie ma innych, których dochody faktycznie odzwierciedlają generowane przez nich bogactwo? Steve Jobs uratował firmę, która była w terminalnym upadku. I nie tylko w sposób, w jaki robi to specjalista od restrukturyzacji, obniżając koszty; musiał zdecydować, jakie powinny być kolejne produkty Apple. Niewielu innych mogłoby to zrobić. I niezależnie od przypadku z dyrektorami generalnymi, trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł argumentować, że pensje zawodowych koszykarzy nie odzwierciedlają popytu i podaży.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać nieprawdopodobne, że jedna osoba mogłaby faktycznie wygenerować tak dużo więcej bogactwa niż inna. Kluczem do tej zagadki jest powrót do pytania: czy oni są naprawdę warci 100 nas? Czy drużyna koszykówki wymieniłaby jednego ze swoich graczy na 100 przypadkowych osób? Jak wyglądałby kolejny produkt Apple, gdybyś zastąpił Steve'a Jobsa komitetem 100 przypadkowych osób? [6] Te rzeczy nie skalują się liniowo. Być może dyrektor generalny lub zawodowy sportowiec ma tylko dziesięć razy (cokolwiek to znaczy) większe umiejętności i determinację niż przeciętna osoba. Ale to ogromna różnica, że jest to skoncentrowane w jednej osobie.

Kiedy mówimy, że jeden rodzaj pracy jest przepłacany, a inny niedopłacany, co tak naprawdę mówimy? Na wolnym rynku ceny są ustalane przez to, czego chcą kupujący. Ludzie bardziej lubią baseball niż poezję, więc baseballiści zarabiają więcej niż poeci. Powiedzenie, że pewien rodzaj pracy jest niedopłacany, jest zatem równoznaczne z powiedzeniem, że ludzie chcą niewłaściwych rzeczy.

Cóż, oczywiście ludzie chcą niewłaściwych rzeczy. Dziwne jest być tym zaskoczonym. I jeszcze dziwniejsze jest mówienie, że jest to niesprawiedliwe, że pewne rodzaje pracy są niedopłacane. [7] Wtedy mówisz, że jest niesprawiedliwe, że ludzie chcą niewłaściwych rzeczy. To godne ubolewania, że ludzie wolą reality TV i parówki od Szekspira i gotowanych na parze warzyw, ale niesprawiedliwe? To jakby powiedzieć, że niebieski jest ciężki, albo że góra jest okrągła.

Pojawienie się słowa „niesprawiedliwe” jest tu nieomylnym, widmowym sygnaturą Modelu „Tatusia”. Dlaczego inaczej ta idea pojawiłaby się w tym dziwnym kontekście? Natomiast gdyby mówiący wciąż działał na podstawie Modelu „Tatusia” i postrzegał bogactwo jako coś, co płynie ze wspólnego źródła i musi być dzielone, a nie jako coś generowanego przez robienie tego, czego chcą inni ludzie, to właśnie tak by to wyglądało, zauważając, że niektórzy zarabiają znacznie więcej niż inni.

Kiedy mówimy o „nierównym podziale dochodów”, powinniśmy również zapytać, skąd pochodzą te dochody? [8] Kto stworzył reprezentowane przez nie bogactwo? Ponieważ w takim stopniu, w jakim dochody różnią się po prostu w zależności od tego, ile bogactwa ludzie tworzą, podział może być nierówny, ale trudno nazwać go niesprawiedliwym.

Kradzież

Drugim powodem, dla którego mamy tendencję do niepokojenia się wielkimi dysproporcjami bogactwa, jest to, że przez większość historii ludzkości zwykłym sposobem gromadzenia fortuny była kradzież: w społeczeństwach pasterskich przez kradzież bydła; w społeczeństwach rolniczych przez przejmowanie majątków innych w czasie wojny i opodatkowanie ich w czasie pokoju.

W konfliktach ci, którzy znaleźli się po stronie zwycięskiej, otrzymywali majątki skonfiskowane przegranym. W Anglii w latach 60. XVII wieku, kiedy Wilhelm Zdobywca rozdawał majątki pokonanych anglosaskich szlachciców swoim zwolennikom, konflikt był militarny. Do lat 30. XVI wieku, kiedy Henryk VIII rozdawał majątki klasztorów swoim zwolennikom, było to głównie polityczne. [9] Ale zasada była ta sama. W rzeczywistości ta sama zasada działa obecnie w Zimbabwe.

W bardziej zorganizowanych społeczeństwach, takich jak Chiny, władca i jego urzędnicy używali opodatkowania zamiast konfiskaty. Ale i tutaj widzimy tę samą zasadę: sposób na wzbogacenie się nie polegał na tworzeniu bogactwa, ale na służeniu władcy wystarczająco potężnemu, by je przywłaszczyć.

To zaczęło się zmieniać w Europie wraz z rozwojem klasy średniej. Teraz myślimy o klasie średniej jako o ludziach, którzy nie są ani bogaci, ani biedni, ale pierwotnie byli odrębną grupą. W społeczeństwie feudalnym istnieją tylko dwie klasy: wojownicza arystokracja i chłopi pańszczyźniani, którzy pracują na ich majątkach. Klasa średnia była nową, trzecią grupą, która mieszkała w miastach i utrzymywała się z produkcji i handlu.

Zaczynając od X i XI wieku, drobni szlachcice i byli chłopi łączyli się w miasta, które stopniowo stawały się na tyle potężne, by ignorować lokalnych panów feudalnych. [10] Podobnie jak chłopi, klasa średnia zarabiała głównie na tworzeniu bogactwa. (W miastach portowych, takich jak Genua i Piza, zajmowali się również piractwem.) Ale w przeciwieństwie do chłopów mieli motywację, by tworzyć go dużo. Wszelkie bogactwo, które stworzył chłop, należało do jego pana. Nie było sensu tworzyć więcej, niż można było ukryć. Natomiast niezależność mieszczan pozwalała im zachować wszelkie stworzone przez siebie bogactwo.

Kiedy tylko stało się możliwe wzbogacenie się poprzez tworzenie bogactwa, społeczeństwo jako całość zaczęło się bardzo szybko bogacić. Prawie wszystko, co posiadamy, zostało stworzone przez klasę średnią. W rzeczywistości pozostałe dwie klasy praktycznie zniknęły w społeczeństwach przemysłowych, a ich nazwy zostały nadane obu skrajnościom klasy średniej. (W pierwotnym znaczeniu tego słowa Bill Gates jest przedstawicielem klasy średniej.)

Ale dopiero Rewolucja Przemysłowa sprawiła, że tworzenie bogactwa ostatecznie zastąpiło korupcję jako najlepszy sposób na wzbogacenie się. W Anglii przynajmniej korupcja stała się niemodna (i w zasadzie zaczęła być nazywana „korupcją”) dopiero wtedy, gdy pojawiły się inne, szybsze sposoby na wzbogacenie się.

XVII-wieczna Anglia była bardzo podobna do dzisiejszego trzeciego świata, w tym sensie, że stanowisko rządowe było uznawaną drogą do bogactwa. Wielkie fortuny tamtych czasów nadal pochodziły bardziej z tego, co dziś nazwalibyśmy korupcją, niż z handlu. [11] Do XIX wieku sytuacja się zmieniła. Nadal istniały łapówki, tak jak wszędzie, ale polityka została wówczas pozostawiona ludziom kierującym się bardziej próżnością niż chciwością. Technologia umożliwiła tworzenie bogactwa szybciej, niż można było je ukraść. Prototypowym bogatym człowiekiem XIX wieku był nie dworzanin, ale przemysłowiec.

Wraz z rozwojem klasy średniej bogactwo przestało być grą o sumie zerowej. Jobs i Wozniak nie musieli nas zubożać, by sami się wzbogacić. Wręcz przeciwnie: stworzyli rzeczy, które wzbogaciły nasze życie materialnie. Musieli to zrobić, inaczej byśmy za to nie zapłacili.

Ale ponieważ przez większość historii świata główną drogą do bogactwa była kradzież, mamy tendencję do podejrzewania bogatych ludzi. Idealiści ze studiów wyższych znajdują swoje nieświadomie zachowane dziecięce modele bogactwa potwierdzone przez wybitnych pisarzy przeszłości. Jest to przypadek, gdy mylące spotyka przestarzałe.

„Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia” – napisał Balzac. Chociaż właściwie tego nie powiedział. W rzeczywistości powiedział, że wielka fortuna bez widocznej przyczyny była prawdopodobnie wynikiem zbrodni na tyle dobrze wykonanej, że została zapomniana. Gdybyśmy mówili o Europie w roku 1000, lub o większości dzisiejszego trzeciego świata, standardowe błędne cytowanie byłoby trafne. Ale Balzac żył we Francji XIX wieku, gdzie Rewolucja Przemysłowa była już zaawansowana. Wiedział, że można zrobić fortunę, nie kradnąc jej. W końcu sam to zrobił, jako popularny powieściopisarz. [12]

Tylko kilka krajów (nieprzypadkowo najbogatszych) osiągnęło ten etap. W większości korupcja nadal ma przewagę. W większości najszybszym sposobem na zdobycie bogactwa jest jego kradzież. I tak, kiedy widzimy rosnące różnice w dochodach w bogatym kraju, pojawia się tendencja do obawy, że staje się on ponownie podobny do Wenezueli. Myślę, że dzieje się coś przeciwnego. Myślę, że widzisz kraj o krok przed Wenezuelą.

Dźwignia Technologii

Czy technologia zwiększy przepaść między bogatymi a biednymi? Z pewnością zwiększy przepaść między produktywnymi a nieproduktywnymi. Na tym polega cały sens technologii. Z ciągnikiem energiczny rolnik mógłby zaorać sześć razy więcej ziemi dziennie niż za pomocą zaprzęgu koni. Ale tylko wtedy, gdy opanował nowy rodzaj rolnictwa.

Widziałem, jak dźwignia technologii rosła widocznie w moim czasie. W szkole średniej zarabiałem na koszeniu trawników i nakładaniu lodów w Baskin-Robbins. Była to jedyna dostępna wówczas praca. Teraz uczniowie szkół średnich mogliby pisać oprogramowanie lub projektować strony internetowe. Ale tylko niektórzy z nich to zrobią; reszta nadal będzie nakładać lody.

Pamiętam bardzo wyraźnie, jak w 1985 roku ulepszona technologia umożliwiła mi zakup własnego komputera. W ciągu kilku miesięcy używałem go do zarabiania pieniędzy jako niezależny programista. Kilka lat wcześniej nie mógłbym tego zrobić. Kilka lat wcześniej nie istniało coś takiego jak niezależny programista. Ale Apple stworzyło bogactwo w postaci potężnych, niedrogich komputerów, a programiści natychmiast zaczęli go używać do tworzenia więcej.

Jak sugeruje ten przykład, tempo, w jakim technologia zwiększa naszą zdolność produkcyjną, jest prawdopodobnie wykładnicze, a nie liniowe. Powinniśmy zatem spodziewać się coraz większej zmienności w indywidualnej produktywności w miarę upływu czasu. Czy to zwiększy przepaść między bogatymi a biednymi? Zależy, o którą przepaść chodzi.

Technologia powinna zwiększać przepaść w dochodach, ale wydaje się zmniejszać inne przepaści. Sto lat temu bogaci prowadzili inny rodzaj życia niż zwykli ludzie. Mieszkali w domach pełnych służby, nosili wyszukane, niewygodne ubrania i podróżowali powozami zaprzężonymi w konie, które same wymagały własnych domów i służby. Teraz, dzięki technologii, bogaci żyją bardziej jak przeciętna osoba.

Samochody są tego dobrym przykładem. Można kupić drogie, ręcznie robione samochody, które kosztują setki tysięcy dolarów. Ale nie ma w tym większego sensu. Firmy zarabiają więcej pieniędzy, budując dużą liczbę zwykłych samochodów, niż małą liczbę drogich. Więc firma produkująca samochody masowo może sobie pozwolić na wydanie znacznie więcej na ich projekt. Jeśli kupisz samochód wykonany na zamówienie, coś zawsze będzie się psuć. Jedynym celem zakupu takiego samochodu jest teraz reklamowanie, że możesz sobie na to pozwolić.

Albo weźmy zegarki. Pięćdziesiąt lat temu, wydając dużo pieniędzy na zegarek, można było uzyskać lepszą wydajność. Kiedy zegarki miały mechaniczne mechanizmy, drogie zegarki chodziły dokładniej. Już nie. Od czasu wynalezienia mechanizmu kwarcowego, zwykły Timex jest dokładniejszy niż Patek Philippe wart setki tysięcy dolarów. [13] Rzeczywiście, podobnie jak w przypadku drogich samochodów, jeśli jesteś zdeterminowany, aby wydać dużo pieniędzy na zegarek, musisz zaakceptować pewne niedogodności: oprócz gorszego chodu, zegarki mechaniczne trzeba nakręcać.

Jedyną rzeczą, której technologia nie może zdewaluować, jest marka. Właśnie dlatego słyszymy o niej coraz więcej. Marka to pozostałość po znikających zasadniczych różnicach między bogatymi a biednymi. Ale marka na twoich rzeczach to znacznie mniejsza sprawa niż posiadanie ich lub nie. W 1900 roku, jeśli miałeś powóz, nikt nie pytał, jaki to był rocznik ani marka. Jeśli go miałeś, byłeś bogaty. A jeśli nie byłeś bogaty, jechałeś omnibussem lub szedłeś pieszo. Teraz nawet najbiedniejsi Amerykanie jeżdżą samochodami, i tylko dlatego, że jesteśmy tak dobrze wyszkoleni przez reklamę, że potrafimy nawet rozpoznać te szczególnie drogie. [14]

Ten sam wzorzec sprawdził się w wielu branżach. Jeśli istnieje wystarczający popyt na coś, technologia sprawi, że będzie ono na tyle tanie, by sprzedawać je w dużych ilościach, a wersje produkowane masowo będą, jeśli nie lepsze, to przynajmniej wygodniejsze. [15] A bogaci ludzie nie lubią niczego bardziej niż wygody. Bogaci ludzie, których znam, jeżdżą tymi samymi samochodami, noszą te same ubrania, mają ten sam rodzaj mebli i jedzą te same potrawy co moi inni przyjaciele. Ich domy znajdują się w innych dzielnicach, lub jeśli w tej samej dzielnicy, to mają inne rozmiary, ale w ich wnętrzu życie jest podobne. Domy są budowane przy użyciu tych samych technik budowlanych i zawierają te same przedmioty. Robienie czegoś drogiego i na zamówienie jest niewygodne.

Bogaci ludzie również spędzają czas bardziej jak wszyscy inni. Bertie Wooster wydaje się być już dawno zapomniany. Teraz większość ludzi, którzy są na tyle bogaci, że nie muszą pracować, i tak pracują. Nie tylko presja społeczna ich do tego zmusza; bezczynność jest samotna i demotywująca.

Nie mamy też już tych różnic społecznych, które istniały sto lat temu. Powieści i podręczniki etykiety z tamtego okresu czyta się dziś jak opisy jakiegoś dziwnego plemiennego społeczeństwa. „Jeśli chodzi o podtrzymywanie przyjaźni…” – sugeruje Księga Zarządzania Domem Pani Beeton (1880) – „może być konieczne, w niektórych przypadkach, aby pani zrezygnowała, po przejęciu odpowiedzialności za gospodarstwo domowe, z wielu z tych, które rozpoczęła we wcześniejszej części swojego życia.” Oczekiwano, że kobieta, która poślubiła bogatego mężczyznę, zerwie kontakty z przyjaciółmi, którzy tacy nie byli. Dziś zachowałbyś się jak barbarzyńca. Miałbyś też bardzo nudne życie. Ludzie nadal mają tendencję do pewnej segregacji, ale znacznie bardziej ze względu na wykształcenie niż bogactwo. [16]

Materiałnie i społecznie technologia wydaje się zmniejszać przepaść między bogatymi a biednymi, a nie ją zwiększać. Gdyby Lenin spacerował po biurach firmy takiej jak Yahoo, Intel czy Cisco, pomyślałby, że komunizm zwyciężył. Wszyscy nosiliby te same ubrania, mieliby ten sam rodzaj biura (a raczej cubicle) z tymi samymi meblami i zwracaliby się do siebie po imieniu, a nie po tytułach. Wszystko wydawałoby się dokładnie tak, jak przewidział, dopóki nie spojrzałby na ich konta bankowe. Ups.

Czy to problem, jeśli technologia zwiększa tę przepaść? Jak dotąd wydaje się, że nie. Ponieważ zwiększa przepaść w dochodach, wydaje się zmniejszać większość innych przepaści.

Alternatywa dla Aksjomatu

Często słyszy się krytykę polityki z powodu tego, że zwiększyłaby ona przepaść dochodową między bogatymi a biednymi. Jakby to był aksjomat, że byłoby to złe. Może być prawdą, że zwiększona zmienność dochodów byłaby zła, ale nie widzę, jak moglibyśmy powiedzieć, że jest to aksjomatyczne.

Co więcej, może być nawet fałszywe w demokracjach przemysłowych. W społeczeństwie chłopów pańszczyźnianych i watażków, z pewnością, zmienność dochodów jest oznaką podstawowego problemu. Ale pańszczyzna nie jest jedyną przyczyną zmienności dochodów. Pilot Boeinga 747 nie zarabia 40 razy więcej niż kasjerka w sklepie, ponieważ jest watażką, który w jakiś sposób ją zniewolił. Jego umiejętności są po prostu znacznie cenniejsze.

Chciałbym zaproponować alternatywną ideę: że w nowoczesnym społeczeństwie rosnąca zmienność dochodów jest oznaką zdrowia. Technologia wydaje się zwiększać zmienność produktywności w tempie szybszym niż liniowe. Jeśli nie widzimy odpowiedniej zmienności dochodów, istnieją trzy możliwe wyjaśnienia: (a) że innowacje techniczne ustały, (b) że ludzie, którzy stworzyliby najwięcej bogactwa, tego nie robią, lub (c) że nie są za to wynagradzani.

Myślę, że możemy bezpiecznie powiedzieć, że (a) i (b) byłyby złe. Jeśli się nie zgadzasz, spróbuj przez rok żyć, używając tylko zasobów dostępnych dla przeciętnego frankijskiego szlachcica w 800 roku, i daj nam znać. (Będę hojny i nie odeślę cię do epoki kamienia łupanego.)

Jedyną opcją, jeśli chcesz mieć coraz bardziej prosperujące społeczeństwo bez rosnącej zmienności dochodów, wydaje się być (c), że ludzie będą tworzyć dużo bogactwa, nie otrzymując za to zapłaty. Że Jobs i Wozniak, na przykład, będą z radością pracować po 20 godzin dziennie, aby stworzyć komputer Apple dla społeczeństwa, które pozwoli im, po opodatkowaniu, zatrzymać wystarczająco dużo dochodu, aby dorównać temu, co zarobiliby pracując od 9 do 17 w dużej firmie.

Czy ludzie będą tworzyć bogactwo, jeśli nie będą mogli za to otrzymać zapłaty? Tylko jeśli będzie to zabawne. Ludzie będą pisać systemy operacyjne za darmo. Ale nie będą ich instalować, ani odbierać telefonów wsparcia, ani szkolić klientów do ich używania. A co najmniej 90% pracy, którą wykonują nawet najbardziej zaawansowane technologicznie firmy, jest tego drugiego, niechlubnego rodzaju.

Wszystkie nieprzyjemne rodzaje tworzenia bogactwa znacznie spowalniają w społeczeństwie, które konfiskuje prywatne fortuny. Możemy to potwierdzić empirycznie. Załóżmy, że słyszysz dziwny hałas, który Twoim zdaniem może pochodzić z pobliskiego wentylatora. Wyłączasz wentylator, a hałas ustaje. Włączasz wentylator ponownie, a hałas się zaczyna. Wyłączony, cisza. Włączony, hałas. W braku innych informacji wydawałoby się, że hałas jest spowodowany przez wentylator.

W różnych czasach i miejscach w historii, możliwość gromadzenia fortuny poprzez tworzenie bogactwa była włączana i wyłączana. Północne Włochy w 800 roku, wyłączone (watażkowie by je ukradli). Północne Włochy w 1100 roku, włączone. Środkowa Francja w 1100 roku, wyłączona (nadal feudalna). Anglia w 1800 roku, włączona. Anglia w 1974 roku, wyłączona (98% podatek od dochodów z inwestycji). Stany Zjednoczone w 1974 roku, włączone. Mieliśmy nawet badanie bliźniąt: Niemcy Zachodnie, włączone; Niemcy Wschodnie, wyłączone. W każdym przypadku tworzenie bogactwa wydaje się pojawiać i znikać jak hałas wentylatora, gdy włączamy i wyłączamy perspektywę jego zachowania.

Istnieje pewna dynamika. Prawdopodobnie potrzeba co najmniej pokolenia, aby przekształcić ludzi w Niemców Wschodnich (na szczęście dla Anglii). Ale gdyby to był tylko wentylator, którego badaliśmy, bez wszystkich dodatkowych obciążeń wynikających z kontrowersyjnego tematu bogactwa, nikt nie miałby wątpliwości, że to wentylator powoduje hałas.

Jeśli tłumisz różnice w dochodach, czy to przez kradzież prywatnych fortun, jak robili to władcy feudalni, czy przez opodatkowanie ich, jak robiły to niektóre współczesne rządy, wynik zawsze wydaje się taki sam. Społeczeństwo jako całość staje się uboższe.

Gdybym miał wybór życia w społeczeństwie, w którym byłbym materialnie znacznie lepiej sytuowany niż obecnie, ale należałbym do najbiedniejszych, czy w takim, w którym byłbym najbogatszy, ale znacznie gorzej sytuowany niż obecnie, wybrałbym pierwszą opcję. Gdybym miał dzieci, byłoby to prawdopodobnie niemoralne, gdybym tego nie zrobił. To absolutne ubóstwo chcesz unikać, nie ubóstwo względne. Jeśli, jak sugerują dotychczasowe dowody, musisz mieć jedno lub drugie w swoim społeczeństwie, wybierz ubóstwo względne.

Potrzebujesz bogatych ludzi w swoim społeczeństwie nie tyle dlatego, że wydając swoje pieniądze, tworzą miejsca pracy, co ze względu na to, co muszą zrobić, aby się wzbogacić. Nie mówię tu o efekcie skapywania. Nie mówię, że jeśli pozwolisz Henry'emu Fordowi się wzbogacić, zatrudni cię jako kelnera na jego następnej imprezie. Mówię, że da ci ciągnik, który zastąpi twojego konia.

Przypisy

[1] Częścią powodu, dla którego ten temat jest tak kontrowersyjny, jest to, że niektórzy z najbardziej aktywnych w tej kwestii – studenci uniwersytetów, spadkobiercy, profesorowie, politycy i dziennikarze – mają najmniejsze doświadczenie w jego tworzeniu. (Zjawisko to będzie znajome każdemu, kto podsłuchał rozmowy o sporcie w barze.)

Studenci w większości nadal żyją na koszt rodziców i nie zastanowili się, skąd pochodzą te pieniądze. Spadkobiercy będą na koszt rodziców przez całe życie. Profesorowie i politycy żyją w socjalistycznych wirach gospodarki, z dala od tworzenia bogactwa, i otrzymują stałą stawkę niezależnie od tego, jak ciężko pracują. A dziennikarze, w ramach swojego kodeksu zawodowego, oddzielają się od połowy biznesu generującej przychody (działu sprzedaży reklam), w którym pracują. Wielu z tych ludzi nigdy nie styka się z faktem, że pieniądze, które otrzymują, reprezentują bogactwo – bogactwo, które, z wyjątkiem dziennikarzy, ktoś inny stworzył wcześniej. Żyją w świecie, w którym dochód jest wypłacany przez centralny organ zgodnie z jakąś abstrakcyjną koncepcją sprawiedliwości (lub losowo, w przypadku spadkobierców), zamiast być dawany przez innych ludzi w zamian za coś, czego chcieli, więc może im się wydawać niesprawiedliwe, że rzeczy nie działają tak samo w pozostałej części gospodarki.

(Niektórzy profesorowie tworzą ogromne bogactwo dla społeczeństwa. Ale pieniądze, które otrzymują, nie są quid pro quo. Są bardziej w rodzaju inwestycji.)

[2] Kiedy czyta się o początkach Towarzystwa Fabiańskiego, brzmi to jak coś wymyślonego przez szlachetnych Edwardiańskich bohaterów dziecięcych z The Wouldbegoods Edith Nesbit.

[3] Według badania Corporate Library, mediana całkowitego wynagrodzenia, w tym pensja, premia, akcje i realizacja opcji na akcje, dyrektorów generalnych S&P 500 w 2002 roku wynosiła 3,65 miliona dolarów. Według Sports Illustrated, średnia pensja gracza NBA w sezonie 2002-03 wynosiła 4,54 miliona dolarów, a średnia pensja gracza Major League Baseball na początku sezonu 2003 wynosiła 2,56 miliona dolarów. Według Bureau of Labor Statistics, średnie roczne wynagrodzenie w USA w 2002 roku wynosiło 35 560 dolarów.

[4] We wczesnym cesarstwie cena zwykłego dorosłego niewolnika wynosiła około 2000 sestercji (np. Horacy, Sat. ii.7.43). Służąca kosztowała 600 (Marcjal vi.66), podczas gdy Kolumela (iii.3.8) mówi, że wykwalifikowany pracownik winnicy był wart 8000. Lekarz, P. Decimus Eros Merula, zapłacił 50 000 sestercji za swoją wolność (Dessau, Inscriptiones 7812). Seneka (Ep. xxvii.7) podaje, że pewien Calvisius Sabinus płacił po 100 000 sestercji za niewolników biegłych w klasyce greckiej. Pliniusz (Hist. Nat. vii.39) mówi, że najwyższa cena zapłacona za niewolnika do jego czasów wynosiła 700 000 sestercji, za lingwistę (i prawdopodobnie nauczyciela) Daphnisa, ale że od tego czasu przebili go aktorzy kupujący własną wolność.

Ateny klasyczne widziały podobną zmienność cen. Zwykły robotnik był wart około 125 do 150 drachm. Ksenofont (Mem. ii.5) wspomina ceny od 50 do 6000 drachm (za kierownika kopalni srebra).

Więcej na temat ekonomii starożytnego niewolnictwa zob.:

Jones, A. H. M., „Slavery in the Ancient World”, Economic History Review, 2:9 (1956), 185-199, przedrukowane w Finley, M. I. (red.), Slavery in Classical Antiquity, Heffer, 1964.

[5] Eratostenes (276—195 p.n.e.) używał długości cieni w różnych miastach do oszacowania obwodu Ziemi. Pomylił się tylko o około 2%.

[6] Nie, i Windows, odpowiednio.

[7] Jedną z największych rozbieżności między Modelem „Tatusia” a rzeczywistością jest wycena ciężkiej pracy. W Modelu „Tatusia” ciężka praca sama w sobie jest zasługą. W rzeczywistości bogactwo mierzy się tym, co się dostarcza, a nie wysiłkiem, jaki to kosztuje. Jeśli pomaluję komuś dom, właściciel nie powinien mi płacić dodatkowo za zrobienie tego szczoteczką do zębów.

Komuś, kto wciąż działałby w oparciu o Model „Tatusia”, może się wydawać niesprawiedliwe, gdy ktoś ciężko pracuje i nie jest dużo wynagradzany. Aby pomóc wyjaśnić sprawę, pozbądź się wszystkich innych i umieść naszego pracownika na bezludnej wyspie, polując i zbierając owoce. Jeśli jest w tym kiepski, będzie bardzo ciężko pracował i nie zdobędzie dużo jedzenia. Czy to niesprawiedliwe? Komu jest niesprawiedliwe?

[8] Częścią powodu trwałości Modelu „Tatusia” może być podwójne znaczenie słowa „dystrybucja”. Kiedy ekonomiści mówią o „dystrybucji dochodów”, mają na myśli dystrybucję statystyczną. Ale kiedy często używasz tego zwrotu, nie możesz powstrzymać się od kojarzenia go z innym znaczeniem tego słowa (jak np. „dystrybucja jałmużny”), a tym samym podświadomie postrzegasz bogactwo jako coś, co płynie z jakiegoś centralnego kranu. Słowo „regresywny” w odniesieniu do stawek podatkowych ma podobny efekt, przynajmniej na mnie; jak coś regresywnego może być dobre?

[9] „Od początku panowania Thomas Lord Roos był pilnym dworzaninem młodego Henryka VIII i wkrótce miał zebrać owoce. W 1525 roku został Rycerzem Podwiązki i otrzymał tytuł Hrabiego Rutland. W latach trzydziestych jego poparcie dla zerwania z Rzymem, jego gorliwość w tłumieniu Pielgrzymki Łaski i gotowość do głosowania za karą śmierci w serii spektakularnych procesów o zdradę, które przerywały nieprzewidywalne postępy małżeńskie Henryka, czyniły go oczywistym kandydatem do nadania dóbr klasztornych.”

Stone, Lawrence, Family and Fortune: Studies in Aristocratic Finance in the Sixteenth and Seventeenth Centuries, Oxford University Press, 1973, s. 166.

[10] Istnieją wcześniejsze dowody archeologiczne na duże osady, ale trudno powiedzieć, co się w nich działo.

Hodges, Richard i David Whitehouse, Mohammed, Charlemagne and the Origins of Europe, Cornell University Press, 1983.

[11] William Cecil i jego syn Robert byli kolejno najbardziej wpływowymi ministrami korony, a obaj wykorzystywali swoje stanowisko do gromadzenia fortun, jednych z największych w ich czasach. Robert w szczególności posunął się do przyjmowania łapówek do tego stopnia, że było to zdrada. „Jako sekretarz stanu i główny doradca króla Jakuba w polityce zagranicznej, [był] szczególnym beneficjentem łaski, otrzymując duże łapówki od Holendrów za nie zawieranie pokoju z Hiszpanią i duże łapówki od Hiszpanii za zawarcie pokoju.” (Stone, op. cit., s. 17.)

[12] Chociaż Balzac zarobił dużo pieniędzy na pisaniu, był notorycznie nieostrożny i przez całe życie zmagał się z długami.

[13] Timex zyskuje lub traci około 0,5 sekundy dziennie. Najdokładniejszy zegarek mechaniczny, Patek Philippe 10 Day Tourbillon, ma tolerancję od -1,5 do +2 sekund. Jego cena detaliczna wynosi około 220 000 dolarów.

[14] Gdyby poprosić o wybór, co jest droższe, dobrze zachowany, 10-osobowy samochód limuzyna Lincoln Town Car z 1989 roku (5000 dolarów) czy sedan Mercedes S600 z 2004 roku (122 000 dolarów), przeciętny Edwardian mógłby się pomylić.

[15] Aby powiedzieć coś sensownego o trendach dochodowych, trzeba mówić o realnych dochodach, czyli dochodach mierzonych tym, co można za nie kupić. Ale zwykły sposób obliczania realnych dochodów ignoruje większość wzrostu bogactwa w czasie, ponieważ opiera się na indeksie cen konsumpcyjnych stworzonym przez połączenie serii liczb, które są dokładne tylko lokalnie i które nie obejmują cen nowych wynalazków, dopóki nie staną się tak powszechne, że ich ceny się ustabilizują.

Tak więc, chociaż moglibyśmy pomyśleć, że życie w świecie z antybiotykami, podróżami lotniczymi lub siecią energetyczną jest znacznie lepsze niż bez nich, statystyki realnych dochodów obliczane w zwykły sposób udowodnią nam, że jesteśmy tylko nieznacznie bogatsi dzięki tym rzeczom.

Innym podejściem byłoby zapytanie, ile trzeba by wydać na towary handlowe, aby zrobić fortunę, gdybyś cofnął się w czasie do roku x za pomocą wehikułu czasu. Na przykład, gdybyś cofnął się do 1970 roku, byłoby to z pewnością mniej niż 500 dolarów, ponieważ moc obliczeniowa, którą można uzyskać za 500 dolarów dzisiaj, byłaby warta co najmniej 150 milionów dolarów w 1970 roku. Funkcja dość szybko staje się asymptotyczna, ponieważ dla czasów sprzed ponad stu lat można by uzyskać wszystko, czego potrzeba, z dzisiejszych śmieci. W 1800 roku pusta plastikowa butelka po napoju z zakrętką wydawałaby się cudem rzemiosła.

[16] Niektórzy powiedzą, że to sprowadza się do tego samego, ponieważ bogaci mają lepsze możliwości edukacyjne. To ważny punkt. Nadal jest możliwe, do pewnego stopnia, kupowanie dzieciom wstępu na najlepsze uczelnie poprzez wysyłanie ich do prywatnych szkół, które w efekcie „hakują” proces rekrutacji na uczelnie.

Według raportu National Center for Education Statistics z 2002 roku, około 1,7% amerykańskich dzieci uczęszcza do prywatnych, niereligijnych szkół. Na Princeton 36% rocznika 2007 pochodziło z takich szkół. (Co ciekawe, liczba na Harvardzie jest znacznie niższa, około 28%). Oczywiście jest to ogromna luka. Przynajmniej wydaje się, że się zamyka, a nie poszerza.

Być może projektanci procesów rekrutacyjnych powinni wziąć przykład z bezpieczeństwa komputerowego i zamiast zakładać, że ich system nie może zostać zhakowany, mierzyć stopień, w jakim jest.