Epoka eseju
Wrzesień 2004
Pamiętacie eseje, które musieliście pisać w szkole średniej? Zdanie wprowadzające, wstęp, akapity rozwijające, zakończenie. Zakończenie mówiące, powiedzmy, że Ahab w Moby Dicku był postacią Chrystusową.
Oj. Spróbuję więc przedstawić drugą stronę medalu: czym naprawdę jest esej i jak się go pisze. A przynajmniej, jak ja go piszę.
Modyfikacje
Najbardziej oczywistą różnicą między prawdziwymi esejami a rzeczami, które trzeba pisać w szkole, jest to, że prawdziwe eseje nie dotyczą wyłącznie literatury angielskiej. Szkoły z pewnością powinny uczyć studentów pisania. Ale z powodu serii historycznych zbiegów okoliczności nauczanie pisania zostało zmieszane z badaniem literatury. I tak w całym kraju studenci piszą nie o tym, jak drużyna baseballowa z małym budżetem mogłaby konkurować z Yankees, ani o roli koloru w modzie, ani o tym, co stanowi dobry deser, ale o symbolice u Dickensa.
W rezultacie pisanie wydaje się nudne i bezcelowe. Kogo obchodzi symbolika u Dickensa? Sam Dickens byłby bardziej zainteresowany esejem o kolorze lub baseballu.
Jak do tego doszło? Aby odpowiedzieć, musimy cofnąć się prawie tysiąc lat. Około 1100 roku Europa w końcu zaczęła łapać oddech po wiekach chaosu, a gdy tylko zyskała luksus ciekawości, odkryła na nowo to, co nazywamy „klasykami”. Efekt był taki, jakby odwiedziły nas istoty z innego układu słonecznego. Te wcześniejsze cywilizacje były tak znacznie bardziej wyrafinowane, że przez następne kilka wieków głównym zadaniem europejskich uczonych, w niemal każdej dziedzinie, było przyswojenie tego, co wiedzieli.
W tym okresie studia nad starożytnymi tekstami zyskały wielki prestiż. Wydawało się, że to esencja tego, czym zajmowali się uczeni. W miarę jak europejska nauka nabierała tempa, stawała się coraz mniej ważna; do 1350 roku ktoś, kto chciał uczyć się o nauce, mógł znaleźć lepszych nauczycieli niż Arystoteles w jego czasach. [1] Ale szkoły zmieniają się wolniej niż nauka. W XIX wieku studia nad starożytnymi tekstami nadal stanowiły kręgosłup programu nauczania.
Nadszedł czas na pytanie: jeśli studia nad starożytnymi tekstami są ważną dziedziną nauki, dlaczego nie teksty współczesne? Odpowiedź brzmi oczywiście, że pierwotne raison d'etre klasycznej nauki było rodzajem archeologii intelektualnej, której nie trzeba było przeprowadzać w przypadku autorów współczesnych. Ale z oczywistych powodów nikt nie chciał udzielić tej odpowiedzi. Praca archeologiczna była w większości zakończona, co sugerowało, że ci, którzy studiowali klasykę, albo marnowali czas, albo przynajmniej pracowali nad problemami o mniejszym znaczeniu.
I tak rozpoczęły się studia nad literaturą współczesną. Początkowo napotkano spory opór. Pierwsze kursy literatury angielskiej wydają się być oferowane przez nowsze uczelnie, szczególnie amerykańskie. Dartmouth, University of Vermont, Amherst i University College London uczyły literatury angielskiej w latach 20. XIX wieku. Ale Harvard nie miał profesora literatury angielskiej aż do 1876 roku, a Oxford dopiero w 1885 roku. (Oxford miał katedrę sinologii, zanim miał katedrę angielskiej.) [2]
To, co przechyliło szalę, przynajmniej w USA, wydaje się być ideą, że profesorowie powinni prowadzić badania, a także nauczać. Ta idea (wraz z doktoratem, wydziałem, a nawet całą koncepcją nowoczesnego uniwersytetu) została zaimportowana z Niemiec pod koniec XIX wieku. Począwszy od Johns Hopkins w 1876 roku, nowy model szybko się rozprzestrzenił.
Pisanie było jedną z ofiar. Uczelnie od dawna uczyły kompozycji angielskiej. Ale jak prowadzić badania nad kompozycją? Profesorowie uczący matematyki mogli być zobowiązani do tworzenia oryginalnej matematyki, profesorowie uczący historii mogli być zobowiązani do pisania artykułów naukowych o historii, ale co z profesorami uczącymi retoryki lub kompozycji? Nad czym mieli prowadzić badania? Najbliższą rzeczą wydawała się literatura angielska. [3]
I tak pod koniec XIX wieku nauczanie pisania zostało przejęte przez profesorów literatury angielskiej. Miało to dwie wady: (a) ekspert od literatury nie musiał sam być dobrym pisarzem, tak jak historyk sztuki nie musi być dobrym malarzem, i (b) przedmiotem pisania stała się teraz literatura, ponieważ to ona interesowała profesora.
Szkoły średnie naśladują uniwersytety. Nasiona naszych nieszczęsnych doświadczeń ze szkoły średniej zostały zasiane w 1892 roku, kiedy National Education Association „formalnie zaleciła, aby literatura i kompozycja zostały połączone w programie nauczania szkół średnich”. [4] Komponent „pisania” z 3 R przekształcił się następnie w język angielski, z dziwacznym skutkiem, że uczniowie szkół średnich musieli teraz pisać o literaturze angielskiej – pisać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, imitacje tego, co profesorowie literatury angielskiej publikowali w swoich czasopismach kilkadziesiąt lat wcześniej.
Nic dziwnego, że dla ucznia wydaje się to bezcelowym ćwiczeniem, ponieważ jesteśmy teraz trzy kroki oddaleni od prawdziwej pracy: uczniowie naśladują profesorów literatury angielskiej, którzy naśladują uczonych klasycznych, którzy są jedynie spadkobiercami tradycji wywodzącej się z tego, co 700 lat temu było fascynującą i pilnie potrzebną pracą.
Brak obrony
Inną wielką różnicą między prawdziwym esejem a rzeczami, które każą ci pisać w szkole, jest to, że prawdziwy esej nie przyjmuje stanowiska, a następnie go nie broni. Ta zasada, podobnie jak idea, że powinniśmy pisać o literaturze, okazuje się kolejnym intelektualnym kacem po dawno zapomnianych początkach.
Często błędnie uważa się, że uniwersytety średniowieczne były głównie seminariami. W rzeczywistości były bardziej szkołami prawa. A przynajmniej w naszej tradycji prawnicy są adwokatami, wyszkolonymi do przyjmowania każdej strony argumentu i przedstawiania go jak najlepiej potrafią. Czy to przyczyna, czy skutek, ten duch przenikał wczesne uniwersytety. Studia nad retoryką, sztuką przekonywania, stanowiły jedną trzecią programu studiów licencjackich. [5] A po wykładzie najczęstszą formą dyskusji była dysputa. Jest to przynajmniej nominalnie zachowane w naszej dzisiejszej obronie pracy dyplomowej: większość ludzi uważa słowa „teza” i „dysertacja” za wymienne, ale pierwotnie, przynajmniej, teza była stanowiskiem, które się zajmowało, a dysertacja była argumentem, którym się ją broniło.
Bronienie stanowiska może być koniecznym złem w sporze prawnym, ale nie jest najlepszym sposobem na dotarcie do prawdy, co, jak sądzę, przyznaliby pierwsi prawnicy. Nie chodzi tylko o to, że w ten sposób pomija się subtelności. Prawdziwym problemem jest to, że nie można zmienić pytania.
A jednak ta zasada jest wpisana w samą strukturę tego, czego uczą cię pisać w szkole średniej. Zdanie wprowadzające to twoja teza, wybrana z góry, akapity rozwijające to ciosy, które zadajesz w konflikcie, a zakończenie – cóż, czym jest zakończenie? Nigdy nie byłem pewien w szkole średniej. Wydawało się, że po prostu powinniśmy powtórzyć to, co powiedzieliśmy w pierwszym akapicie, ale w wystarczająco różnych słowach, aby nikt nie mógł tego stwierdzić. Po co się wysilać? Ale kiedy rozumiesz pochodzenie tego rodzaju „eseju”, możesz zobaczyć, skąd bierze się zakończenie. To są końcowe uwagi dla ławy przysięgłych.
Dobre pisanie powinno być przekonujące, oczywiście, ale powinno być przekonujące dlatego, że znalazłeś właściwe odpowiedzi, a nie dlatego, że dobrze argumentowałeś. Kiedy daję szkic eseju przyjaciołom, są dwie rzeczy, które chcę wiedzieć: które fragmenty ich nudziły, a które wydają się nieprzekonujące. Nudne fragmenty zazwyczaj można naprawić przez wycięcie. Ale nie próbuję naprawiać nieprzekonujących fragmentów przez sprytniejsze argumentowanie. Muszę o tym porozmawiać.
Przynajmniej coś wyjaśniłem źle. Wtedy, w trakcie rozmowy, będę zmuszony wymyślić jaśniejsze wyjaśnienie, które mogę po prostu włączyć do eseju. Częściej niż nie, muszę też zmienić to, co mówiłem. Ale celem nigdy nie jest samo w sobie przekonanie. Ponieważ czytelnik staje się mądrzejszy, przekonujące i prawdziwe stają się tożsame, więc jeśli potrafię przekonać mądrych czytelników, muszę być blisko prawdy.
Rodzaj pisania, który próbuje przekonać, może być ważną (lub przynajmniej nieuniknioną) formą, ale historycznie niepoprawne jest nazywanie tego esejem. Esej to coś innego.
Próbowanie
Aby zrozumieć, czym jest prawdziwy esej, musimy ponownie sięgnąć do historii, choć tym razem nie tak daleko. Do Michela de Montaigne, który w 1580 roku opublikował książkę tego, co nazwał „essais”. Robił coś zupełnie innego niż prawnicy, a różnica jest zawarta w nazwie. Essayer to francuski czasownik oznaczający „próbować”, a essai to próba. Esej to coś, co piszesz, aby spróbować coś zrozumieć.
Zrozumieć co? Jeszcze nie wiesz. I dlatego nie możesz zacząć od tezy, bo jej nie masz i możesz nigdy nie mieć. Esej nie zaczyna się od stwierdzenia, ale od pytania. W prawdziwym eseju nie przyjmujesz stanowiska i go nie bronisz. Zauważasz uchylone drzwi, otwierasz je i wchodzisz, żeby zobaczyć, co jest w środku.
Jeśli wszystko, co chcesz zrobić, to zrozumieć rzeczy, po co w ogóle pisać? Dlaczego nie usiąść i nie pomyśleć? Cóż, właśnie tam tkwi wielkie odkrycie Montaigne'a. Wyrażanie idei pomaga je kształtować. Właściwie „pomaga” to o wiele za słabe słowo. Większość tego, co trafia do moich esejów, wymyśliłem dopiero wtedy, gdy usiadłem do ich pisania. Dlatego je piszę.
W rzeczach, które piszesz w szkole, teoretycznie jedynie wyjaśniasz siebie czytelnikowi. W prawdziwym eseju piszesz dla siebie. Myślisz na głos.
Ale nie do końca. Tak jak zapraszanie gości zmusza cię do posprzątania mieszkania, tak pisanie czegoś, co przeczytają inni, zmusza cię do dobrego myślenia. Więc posiadanie publiczności ma znaczenie. Rzeczy, które pisałem tylko dla siebie, są bezwartościowe. Mają tendencję do wygasania. Kiedy napotykam trudności, dochodzę do kilku niejasnych pytań, a potem odpływam po filiżankę herbaty.
Wiele opublikowanych esejów wygasa w ten sam sposób. Szczególnie te pisane przez etatowych pisarzy magazynów informacyjnych. Zewnętrzni pisarze mają tendencję do dostarczania edytoriali typu „broń stanowiska”, które prowadzą prosto do podniosłego (i z góry ustalonego) zakończenia. Ale etatowi pisarze czują się zobowiązani do napisania czegoś „zrównoważonego”. Ponieważ piszą dla popularnego magazynu, zaczynają od najbardziej radioaktywnych, kontrowersyjnych pytań, od których – ponieważ piszą dla popularnego magazynu – następnie uciekają w panice. Aborcja, za czy przeciw? Ta grupa mówi jedno. Tamta grupa mówi drugie. Jedno jest pewne: pytanie jest złożone. (Ale nie gniewajcie się na nas. Nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków.)
Rzeka
Samo pytanie nie wystarczy. Esej musi przynosić odpowiedzi. Oczywiście nie zawsze. Czasami zaczynasz od obiecującego pytania i niczego nie osiągasz. Ale tego nie publikujesz. To są jak eksperymenty, które dają niejednoznaczne wyniki. Esej, który publikujesz, powinien powiedzieć czytelnikowi coś, czego jeszcze nie wiedział.
Ale co mu powiesz, nie ma znaczenia, dopóki jest interesujące. Czasami jestem oskarżany o błądzenie. W pisaniu typu „broń stanowiska” byłoby to wadą. Tam nie zależy ci na prawdzie. Już wiesz, dokąd zmierzasz, i chcesz tam dotrzeć prosto, przebijając się przez przeszkody i machając rękami przez bagienne tereny. Ale to nie jest to, czego próbujesz w eseju. Esej ma być poszukiwaniem prawdy. Byłoby podejrzane, gdyby się nie błąkał.
Meander (znany również jako Menderes) to rzeka w Turcji. Jak można się spodziewać, kręci się wszędzie. Ale nie robi tego z próżności. Ścieżka, którą odkryła, jest najbardziej ekonomiczną trasą do morza. [6]
Algorytm rzeki jest prosty. Na każdym kroku płynąć w dół. Dla esejisty przekłada się to na: płynąć w kierunku tego, co interesujące. Ze wszystkich miejsc, do których można się udać dalej, wybierz najbardziej interesujące. Nie można mieć tak małej przewidywalności jak rzeka. Zawsze wiem, o czym ogólnie chcę pisać. Ale nie o konkretnych wnioskach, do których chcę dojść; od akapitu do akapitu pozwalam myślom płynąć swoim torem.
To nie zawsze działa. Czasami, podobnie jak rzeka, napotykamy ścianę. Wtedy robię to samo, co rzeka: cofamy się. W pewnym momencie tego eseju odkryłem, że po podążeniu za pewnym wątkiem zabrakło mi pomysłów. Musiałem cofnąć się o siedem akapitów i zacząć od nowa w innym kierunku.
Zasadniczo esej to tok myśli – ale oczyszczony tok myśli, tak jak dialog jest oczyszczoną rozmową. Prawdziwe myślenie, podobnie jak prawdziwa rozmowa, jest pełne fałszywych początków. Byłoby to wyczerpujące w czytaniu. Trzeba ciąć i wypełniać, aby podkreślić centralny wątek, jak ilustrator obrysowujący ołówkowy rysunek. Ale nie zmieniaj tak dużo, aby stracić spontaniczność oryginału.
Skłaniaj się ku rzece. Esej nie jest dziełem referencyjnym. Nie jest to coś, co czytasz w poszukiwaniu konkretnej odpowiedzi i czujesz się oszukany, jeśli jej nie znajdziesz. Zdecydowanie wolę przeczytać esej, który poszedł w nieoczekiwanym, ale interesującym kierunku, niż taki, który sumiennie podążał wyznaczoną ścieżką.
Niespodzianka
Co więc jest interesujące? Dla mnie interesujące oznacza zaskoczenie. Interfejsy, jak powiedział Geoffrey James, powinny kierować się zasadą najmniejszego zdziwienia. Przycisk, który wygląda, jakby miał zatrzymać maszynę, powinien ją zatrzymać, a nie przyspieszyć. Eseje powinny robić coś przeciwnego. Eseje powinny dążyć do maksymalnego zaskoczenia.
Przez długi czas bałem się latać i mogłem podróżować tylko wirtualnie. Kiedy przyjaciele wracali z dalekich miejsc, nie tylko z grzeczności pytałem, co widzieli. Naprawdę chciałem wiedzieć. I odkryłem, że najlepszym sposobem na wydobycie z nich informacji było pytanie, co ich zaskoczyło. Czym to miejsce różniło się od tego, czego się spodziewali? To niezwykle przydatne pytanie. Można je zadać najbardziej nieuważnym osobom, a ono wydobędzie informacje, których nawet nie wiedzieli, że rejestrują.
Niespodzianki to rzeczy, których nie tylko nie wiedzieliśmy, ale które zaprzeczają temu, co, jak sądziliśmy, wiedzieliśmy. I dlatego są najcenniejszym rodzajem faktu, jaki można uzyskać. Są jak jedzenie, które jest nie tylko zdrowe, ale także przeciwdziała niezdrowym skutkom tego, co już zjedliśmy.
Jak znaleźć niespodzianki? Cóż, w tym tkwi połowa pracy nad pisaniem eseju. (Druga połowa to dobre wyrażanie siebie.) Sztuka polega na używaniu siebie jako zastępcy czytelnika. Powinieneś pisać tylko o rzeczach, nad którymi dużo myślałeś. A wszystko, co napotkasz, co cię zaskoczy, ciebie, który dużo myślałeś o temacie, prawdopodobnie zaskoczy większość czytelników.
Na przykład, w niedawnym eseju zauważyłem, że ponieważ można oceniać programistów komputerowych tylko pracując z nimi, nikt nie wie, kto jest najlepszymi programistami ogólnie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, gdy zaczynałem ten esej, a nawet teraz uważam to za trochę dziwne. Tego właśnie szukasz.
Więc jeśli chcesz pisać eseje, potrzebujesz dwóch składników: kilku tematów, nad którymi dużo myślałeś, i pewnej zdolności do wyszukiwania nieoczekiwanego.
O czym powinieneś myśleć? Moim zdaniem to nie ma znaczenia – że wszystko może być interesujące, jeśli zagłębisz się w to wystarczająco. Jednym z możliwych wyjątków mogą być rzeczy, z których celowo wyssano całą zmienność, jak praca w fast foodzie. Z perspektywy czasu, czy było coś interesującego w pracy w Baskin-Robbins? Cóż, interesujące było to, jak ważny był kolor dla klientów. Dzieci w pewnym wieku wskazywały na gablotę i mówiły, że chcą żółtego. Czy chciały French Vanilla czy Lemon? Patrzyły na ciebie pustym wzrokiem. Chciały żółtego. A potem była zagadka, dlaczego odwieczny faworyt Pralines 'n' Cream był tak atrakcyjny. (Myślę teraz, że to była sól.) I różnica w sposobie, w jaki ojcowie i matki kupowali lody swoim dzieciom: ojcowie jak dobrotliwi królowie rozdający łaskę, matki zabiegane, ustępujące pod presją. Więc tak, wydaje się, że nawet w fast foodach jest materiał.
Jednak wtedy tego nie zauważyłem. W wieku szesnastu lat byłem obserwatorem na poziomie bryły skały. Teraz widzę więcej we fragmentach wspomnień z tamtego wieku, niż mogłem zobaczyć wtedy, gdy wszystko działo się na żywo, tuż przed moimi oczami.
Obserwacja
Zatem zdolność do wyszukiwania nieoczekiwanego nie musi być wrodzona. Musi to być coś, czego można się nauczyć. Jak się tego nauczyć?
W pewnym stopniu jest to jak nauka historii. Kiedy po raz pierwszy czytasz historię, to tylko wir imion i dat. Nic się nie trzyma. Ale im więcej się uczysz, tym więcej masz haczyków, na których mogą wisieć nowe fakty – co oznacza, że gromadzisz wiedzę w tempie wykładniczym. Gdy tylko zapamiętasz, że Normanowie podbili Anglię w 1066 roku, zwróci to twoją uwagę, gdy usłyszysz, że inni Normanowie podbili południowe Włochy mniej więcej w tym samym czasie. Co sprawi, że zaczniesz się zastanawiać nad Normandię i zauważysz, gdy trzecia książka wspomni, że Normanowie nie byli, jak większość tego, co dziś nazywamy Francją, plemionami, które napłynęły wraz z upadkiem imperium rzymskiego, ale Wikingami (norman = człowiek północy), którzy przybyli cztery wieki później w 911 roku. Co ułatwia zapamiętanie, że Dublin został również założony przez Wikingów w latach 840. I tak dalej, i tak dalej do kwadratu.
Zbieranie niespodzianek jest podobnym procesem. Im więcej anomalii zobaczysz, tym łatwiej zauważysz nowe. Co oznacza, co dziwne, że w miarę starzenia się życie powinno stawać się coraz bardziej zaskakujące. Kiedy byłem dzieckiem, myślałem, że dorośli wszystko wiedzą. Było odwrotnie. Dzieci to te, które wszystko wiedzą. Po prostu się mylą.
Jeśli chodzi o niespodzianki, bogaci stają się coraz bogatsi. Ale (podobnie jak w przypadku bogactwa) mogą istnieć nawyki umysłowe, które pomogą w tym procesie. Dobrze jest mieć nawyk zadawania pytań, zwłaszcza pytań zaczynających się od „Dlaczego”. Ale nie w przypadkowy sposób, w jaki trzylatki zadają „dlaczego”. Istnieje nieskończona liczba pytań. Jak znaleźć te owocne?
Uważam, że szczególnie przydatne jest zadawanie pytań „dlaczego” o rzeczy, które wydają się złe. Na przykład, dlaczego istnieje związek między humorem a nieszczęściem? Dlaczego uważamy za zabawne, gdy postać, nawet taka, którą lubimy, poślizgnie się na skórce od banana? Jest tam z pewnością cała masa niespodzianek na cały esej.
Jeśli chcesz zauważać rzeczy, które wydają się złe, pomocny okaże się pewien stopień sceptycyzmu. Przyjmuję jako aksjomat, że osiągamy zaledwie 1% tego, co moglibyśmy. Pomaga to przeciwdziałać zasadzie, która jest nam wbijana do głowy od dzieciństwa: że rzeczy są takie, jakie są, ponieważ muszą takie być. Na przykład, wszyscy, z którymi rozmawiałem podczas pisania tego eseju, czuli to samo o lekcjach angielskiego – że cały proces wydawał się bezcelowy. Ale nikt z nas nie miał odwagi, aby w tamtym czasie postawić hipotezę, że to w rzeczywistości był błąd. Wszyscy myśleliśmy, że po prostu czegoś nie rozumiemy.
Mam przeczucie, że powinieneś zwracać uwagę nie tylko na rzeczy, które wydają się złe, ale na rzeczy, które wydają się złe w zabawny sposób. Zawsze cieszę się, gdy widzę kogoś śmiejącego się podczas czytania szkicu eseju. Ale dlaczego miałbym się cieszyć? Dążę do dobrych pomysłów. Dlaczego dobre pomysły miałyby być zabawne? Związek może być zaskoczeniem. Niespodzianki nas śmieszą, a niespodzianki to coś, co chcemy dostarczyć.
Zapisuję rzeczy, które mnie zaskakują, w notatnikach. Nigdy tak naprawdę nie mam czasu ich przeczytać i wykorzystać to, co napisałem, ale mam tendencję do powtarzania tych samych myśli później. Więc główną wartością notatników może być to, co pozostaje w głowie po zapisaniu.
Ludzie próbujący być „cool” znajdą się w niekorzystnej sytuacji podczas zbierania niespodzianek. Być zaskoczonym to być w błędzie. A esencją „cool”, jak mógłby powiedzieć każdy czternastolatek, jest nil admirari. Kiedy się mylisz, nie rozpamiętuj tego; po prostu zachowuj się, jakby nic się nie stało, a może nikt nie zauważy.
Jednym z kluczy do „cool” jest unikanie sytuacji, w których brak doświadczenia może sprawić, że wyglądasz głupio. Jeśli chcesz znaleźć niespodzianki, powinieneś zrobić odwrotnie. Studiuj wiele różnych rzeczy, ponieważ niektóre z najciekawszych niespodzianek to nieoczekiwane powiązania między różnymi dziedzinami. Na przykład dżem, bekon, pikle i ser, które są jednymi z najprzyjemniejszych potraw, były pierwotnie przeznaczone jako metody konserwacji. Podobnie jak książki i obrazy.
Cokolwiek studiujesz, włącz historię – ale historię społeczną i gospodarczą, nie polityczną. Historia wydaje mi się tak ważna, że mylące jest traktowanie jej jako zwykłej dziedziny studiów. Innym sposobem jej opisania jest wszystkie dotychczasowe dane.
Między innymi studiowanie historii daje pewność, że dobre pomysły czekają na odkrycie tuż pod naszym nosem. Miecze ewoluowały w epoce brązu z sztyletów, które (podobnie jak ich krzemieniowi poprzednicy) miały rękojeść oddzieloną od ostrza. Ponieważ miecze są dłuższe, rękojeści łamały się. Ale minęło pięćset lat, zanim ktoś pomyślał o odlewaniu rękojeści i ostrza jako jednego elementu.
Nieposłuszeństwo
Przede wszystkim wypracuj nawyk zwracania uwagi na rzeczy, na które nie powinieneś, albo dlatego, że są „nieodpowiednie”, albo nieważne, albo nie to, nad czym powinieneś pracować. Jeśli jesteś czegoś ciekawy, zaufaj swojej intuicji. Podążaj za wątkami, które przyciągają twoją uwagę. Jeśli jest coś, co naprawdę cię interesuje, okaże się, że mają one dziwny sposób, aby i tak do tego wrócić, tak jak rozmowa ludzi, którzy są szczególnie dumni z czegoś, zawsze prowadzi z powrotem do tego.
Na przykład, zawsze fascynowały mnie czesania typu „comb-over”, zwłaszcza te ekstremalne, które sprawiają, że mężczyzna wygląda, jakby nosił beret z własnych włosów. Z pewnością jest to rzecz niska, którą można się interesować – rodzaj powierzchownego dociekania, najlepiej pozostawionego nastoletnim dziewczynom. A jednak jest pod tym coś. Kluczowe pytanie, jak zdałem sobie sprawę, brzmi: skąd bierze się to, że osoba czesząca się w ten sposób nie widzi, jak dziwnie wygląda? A odpowiedź brzmi, że osiągnęła taki wygląd stopniowo. To, co zaczęło się od czesania włosów nieco staranniej na przerzedzonym miejscu, stopniowo, przez 20 lat, przerodziło się w potworność. Stopniowość jest bardzo potężna. A ta moc może być wykorzystana również do celów konstruktywnych: tak jak możesz oszukać siebie, by wyglądać jak dziwak, możesz oszukać siebie, by stworzyć coś tak wspaniałego, że nigdy nie odważyłbyś się tego zaplanować. Rzeczywiście, tak właśnie powstaje większość dobrego oprogramowania. Zaczynasz od napisania uproszczonego jądra (jak trudne to może być?) i stopniowo staje się ono kompletnym systemem operacyjnym. Stąd kolejny skok: czy można zrobić to samo w malarstwie, czy w powieści?
Widzisz, co możesz wyciągnąć z frywolnego pytania? Jeśli jest jedna rada, którą chciałbym dać na temat pisania esejów, to: nie rób tego, co ci każą. Nie wierz w to, w co masz wierzyć. Nie pisz eseju, którego oczekują czytelnicy; niczego nie uczysz się z tego, czego oczekujesz. I nie pisz tak, jak uczyli cię w szkole.
Najważniejszym rodzajem nieposłuszeństwa jest w ogóle pisanie esejów. Na szczęście ten rodzaj nieposłuszeństwa wykazuje oznaki stania się masowym. Kiedyś tylko niewielka liczba oficjalnie zatwierdzonych pisarzy mogła pisać eseje. Magazyny publikowały ich niewiele i oceniały je nie tyle na podstawie tego, co mówią, ile na podstawie tego, kto je napisał; magazyn mógł opublikować opowiadanie nieznanego pisarza, jeśli było wystarczająco dobre, ale jeśli publikowali esej na temat x, musiał to być ktoś, kto miał co najmniej czterdzieści lat i którego tytuł zawodowy zawierał x. Co jest problemem, ponieważ jest wiele rzeczy, których insiderzy nie mogą powiedzieć właśnie dlatego, że są insiderami.
Internet to zmienia. Każdy może opublikować esej w Internecie, a jest on oceniany, tak jak powinno być każde pismo, na podstawie tego, co mówi, a nie kto go napisał. Kim jesteś, żeby pisać o x? Jesteś tym, co napisałeś.
Popularne magazyny sprawiły, że okres między rozpowszechnieniem się umiejętności czytania i pisania a pojawieniem się telewizji był złotym wiekiem opowiadania krótkiego. Internet może sprawić, że będzie to złoty wiek eseju. A to z pewnością nie jest coś, co sobie uświadomiłem, gdy zacząłem to pisać.
Przypisy
[1] Myślę o Oresme (ok. 1323-82). Ale trudno wybrać datę, ponieważ nastąpił nagły spadek w nauce, gdy tylko Europejczycy zakończyli asymilację klasycznej nauki. Przyczyną mogła być plaga w 1347 roku; trend w postępie naukowym odpowiada krzywej populacji.
[2] Parker, William R. „Where Do College English Departments Come From?” College English 28 (1966-67), s. 339-351. Przedrukowano w Gray, Donald J. (red.). The Department of English at Indiana University Bloomington 1868-1970. Indiana University Publications.
Daniels, Robert V. The University of Vermont: The First Two Hundred Years. University of Vermont, 1991.
Mueller, Friedrich M. List do Pall Mall Gazette. 1886/87. Przedrukowano w Bacon, Alan (red.). The Nineteenth-Century History of English Studies. Ashgate, 1998.
[3] Nieco kompresuję historię. Początkowo literatura ustępowała miejsca filologii, która (a) wydawała się poważniejsza i (b) była popularna w Niemczech, gdzie wielu czołowych uczonych tamtego pokolenia było szkolonych.
W niektórych przypadkach nauczyciele pisania zostali przekształceni in situ w profesorów literatury angielskiej. Francis James Child, który od 1851 roku był profesorem retoryki na Harvardzie, w 1876 roku został pierwszym profesorem literatury angielskiej na uniwersytecie.
[4] Parker, op. cit., s. 25.
[5] Program studiów licencjackich, czyli trivium (stąd „trywialny”), składał się z gramatyki łacińskiej, retoryki i logiki. Kandydaci na stopnie magisterskie kontynuowali studia nad quadrivium arytmetyki, geometrii, muzyki i astronomii. Razem były to siedem sztuk wyzwolonych.
Studia nad retoryką zostały odziedziczone bezpośrednio z Rzymu, gdzie uważano je za najważniejszy przedmiot. Nie byłoby dalekie od prawdy stwierdzenie, że edukacja w świecie klasycznym oznaczała szkolenie synów właścicieli ziemskich, aby mówili wystarczająco dobrze, by bronić swoich interesów w sporach politycznych i prawnych.
[6] Trevor Blackwell zauważa, że nie jest to ściśle prawdą, ponieważ zewnętrzne krawędzie krzywizn erodują szybciej.
Podziękowania dla Kena Andersona, Trevora Blackwell, Sarah Harlin, Jessiki Livingston, Jackie McDonough i Roberta Morrisa za przeczytanie szkiców tego tekstu.