Przerażająco ambitne pomysły na startupy

Chcesz założyć startup? Zdobądź finansowanie od Y Combinator.


Marzec 2012

Jedną z bardziej zaskakujących rzeczy, jakie zauważyłem pracując w Y Combinator, jest to, jak przerażające są najbardziej ambitne pomysły na startupy. W tym eseju zamierzam zademonstrować to zjawisko, opisując kilka z nich. Każdy z nich mógłby uczynić cię miliarderem. Może to brzmieć jak atrakcyjna perspektywa, a jednak gdy opiszę te pomysły, możesz zauważyć, że odsuwasz się od nich.

Nie martw się, to nie oznaka słabości. Prawdopodobnie jest to oznaka zdrowego rozsądku. Największe pomysły na startupy są przerażające. I nie tylko dlatego, że wymagałyby dużo pracy. Największe pomysły wydają się zagrażać twojej tożsamości: zastanawiasz się, czy będziesz miał wystarczająco dużo ambicji, aby je zrealizować.

Jest scena w filmie Być Johnem Malkovichem, gdzie nieśmiały bohater spotyka bardzo atrakcyjną, wyrafinowaną kobietę. Mówi do niego:

Oto rzecz: gdybyś kiedykolwiek mnie zdobył, nie miałbyś pojęcia, co ze mną zrobić.

Tak właśnie mówią do nas te pomysły.

To zjawisko jest jedną z najważniejszych rzeczy, które możesz zrozumieć na temat startupów.[1] Można by oczekiwać, że wielkie pomysły na startupy będą atrakcyjne, ale w rzeczywistości mają tendencję do odpychania nas. I to ma wiele konsekwencji. Oznacza to, że te pomysły są niewidoczne dla większości ludzi, którzy próbują wymyślać pomysły na startupy, ponieważ ich podświadomość je filtruje. Nawet najbardziej ambitni ludzie prawdopodobnie najlepiej sobie z nimi poradzą, podchodząc do nich z boku.

1. Nowa wyszukiwarka

Najlepsze pomysły znajdują się tuż na granicy niemożliwego. Nie wiem, czy ten jest możliwy, ale są oznaki, że może być. Stworzenie nowej wyszukiwarki oznacza konkurowanie z Google, a ostatnio zauważyłem kilka pęknięć w ich fortecy.

Moment, w którym stało się dla mnie jasne, że Microsoft stracił kierunek, to było, gdy postanowili wejść na rynek wyszukiwania. To nie był naturalny ruch dla Microsoftu. Zrobili to, ponieważ bali się Google, a Google był w biznesie wyszukiwania. Ale to oznaczało (a) że Google teraz ustalał agendę Microsoftu, i (b) że agenda Microsoftu składała się z rzeczy, w których nie byli dobrzy.

Microsoft : Google :: Google : Facebook.

To samo w sobie nie oznacza, że jest miejsce na nową wyszukiwarkę, ale ostatnio, korzystając z wyszukiwarki Google, poczułem nostalgię za dawnymi czasami, kiedy Google był wierny swojemu lekko asertywnemu „ja”. Google kiedyś dawał mi stronę z właściwymi odpowiedziami, szybko, bez bałaganu. Teraz wyniki wydają się inspirowane zasadą scjentologów, że to, co jest prawdą, jest prawdą dla ciebie. A strony nie mają czystego, oszczędnego wyglądu, który kiedyś miały. Wyniki wyszukiwania Google kiedyś wyglądały jak wyjście narzędzia Unix. Teraz, jeśli przypadkowo umieszczę kursor w złym miejscu, może się stać wszystko.

Sposobem na wygraną jest zbudowanie wyszukiwarki, z której korzystają wszyscy hakerzy. Wyszukiwarka, której użytkownikami byłoby 10 000 najlepszych hakerów i nikt inny, byłaby w bardzo potężnej pozycji, pomimo swoich niewielkich rozmiarów, tak jak Google był, gdy był tą wyszukiwarką. I po raz pierwszy od ponad dekady myśl o zmianie wydaje mi się realna.

Ponieważ każdy, kto jest w stanie założyć tę firmę, jest jednym z tych 10 000 hakerów, droga jest przynajmniej prosta: stwórz wyszukiwarkę, której sam chcesz. Śmiało, zrób ją nadmiernie hakerską. Spraw, by była naprawdę dobra do wyszukiwania kodu, na przykład. Czy chcesz, aby zapytania wyszukiwania były Turing-kompletne? Cokolwiek, co zapewni ci tych 10 000 użytkowników, jest ipso facto dobre.

Nie martw się, jeśli coś, co chcesz zrobić, ograniczy cię w dłuższej perspektywie, ponieważ jeśli nie zdobędziesz tej początkowej grupy użytkowników, nie będzie żadnej długiej perspektywy. Jeśli uda ci się zbudować coś, co ty i twoi przyjaciele szczerze wolicie od Google, jesteś już około 10% drogi do IPO, tak jak Facebook (choć prawdopodobnie tego nie zdawali sobie sprawy), gdy zdobyli wszystkich studentów Harvardu.

2. Zastąpienie poczty elektronicznej

Poczta elektroniczna nie została zaprojektowana do tego, do czego używamy jej teraz. Poczta elektroniczna nie jest protokołem komunikacyjnym. To lista rzeczy do zrobienia. A raczej, moja skrzynka odbiorcza jest listą rzeczy do zrobienia, a poczta elektroniczna jest sposobem, w jaki rzeczy się na niej pojawiają. Ale to katastrofalnie zła lista rzeczy do zrobienia.

Jestem otwarty na różne rodzaje rozwiązań tego problemu, ale podejrzewam, że poprawianie skrzynki odbiorczej nie wystarczy i że poczta elektroniczna musi zostać zastąpiona nowym protokołem. Ten nowy protokół powinien być protokołem listy rzeczy do zrobienia, a nie protokołem komunikacyjnym, chociaż istnieje przypadek zdegenerowany, w którym ktoś chce, abyś zrobił: przeczytał poniższy tekst.

Jako protokół listy rzeczy do zrobienia, nowy protokół powinien dawać odbiorcy więcej władzy niż poczta elektroniczna. Chcę, aby istniały większe ograniczenia dotyczące tego, co ktoś może umieścić na mojej liście rzeczy do zrobienia. A kiedy ktoś może coś umieścić na mojej liście rzeczy do zrobienia, chcę, aby mówił mi więcej o tym, czego ode mnie chce. Czy chce, abym zrobił coś więcej niż tylko przeczytał jakiś tekst? Jak ważne to jest? (Oczywiście musi istnieć jakiś mechanizm zapobiegający temu, by ludzie mówili, że wszystko jest ważne.) Kiedy to musi być zrobione?

To jeden z tych pomysłów, które są jak niepowstrzymana siła spotykająca niemożliwy do poruszenia obiekt. Z jednej strony, ugruntowane protokoły są niemożliwe do zastąpienia. Z drugiej strony, wydaje się nieprawdopodobne, że ludzie za 100 lat nadal będą żyć w tym samym piekle poczty elektronicznej, w którym żyjemy teraz. A jeśli poczta elektroniczna ostatecznie zostanie zastąpiona, dlaczego nie teraz?

Jeśli zrobisz to dobrze, możesz uniknąć zwykłego problemu „jajka i kury”, z którym borykają się nowe protokoły, ponieważ niektórzy z najpotężniejszych ludzi na świecie będą wśród pierwszych, którzy się na niego przełączą. Wszyscy oni są również na łasce poczty elektronicznej.

Cokolwiek zbudujesz, zrób to szybko. GMail stał się boleśnie wolny.[2] Gdybyś zrobił coś nie lepszego niż GMail, ale szybszego, to samo pozwoliłoby ci zacząć odciągać użytkowników od GMaila.

GMail jest wolny, ponieważ Google nie może sobie pozwolić na wydawanie na niego dużo pieniędzy. Ale ludzie za to zapłacą. Nie miałbym problemu z zapłaceniem 50 dolarów miesięcznie. Biorąc pod uwagę, ile czasu spędzam na poczcie elektronicznej, aż strach pomyśleć, ile byłbym usprawiedliwiony w płaceniu. Co najmniej 1000 dolarów miesięcznie. Jeśli spędzam kilka godzin dziennie na czytaniu i pisaniu e-maili, byłby to tani sposób na poprawę mojego życia.

3. Zastąpienie uniwersytetów

Ludzie ostatnio bardzo interesują się tym pomysłem i myślę, że mają rację. Niechętnie sugerowałbym, że instytucja, która istnieje od tysiąclecia, jest skończona tylko z powodu kilku błędów, które popełniła w ciągu ostatnich kilku dekad, ale z pewnością w ciągu ostatnich kilku dekad uniwersytety w USA wydają się zmierzać we właściwym kierunku. Można by zrobić znacznie lepiej za znacznie mniejsze pieniądze.

Nie sądzę, żeby uniwersytety zniknęły. Nie zostaną zastąpione w całości. Po prostu stracą de facto monopol na pewne rodzaje nauki, które kiedyś miały. Będzie wiele różnych sposobów uczenia się różnych rzeczy, a niektóre mogą wyglądać zupełnie inaczej niż uniwersytety. Sam Y Combinator jest tego argumentem.

Nauka jest tak wielkim problemem, że zmiana sposobu, w jaki ludzie się uczą, będzie miała falę wtórnych efektów. Na przykład, nazwa uniwersytetu, do którego ktoś uczęszczał, jest traktowana przez wiele osób (słusznie czy niesłusznie) jako samodzielny certyfikat. Jeśli nauka rozpadnie się na wiele małych kawałków, certyfikacja może się od niej oddzielić. Mogą nawet pojawić się zamienniki dla życia towarzyskiego na kampusie (i, co dziwne, YC ma nawet tego aspekty).

Można by też zastąpić szkoły średnie, ale tam napotkasz przeszkody biurokratyczne, które spowolniłyby startup. Uniwersytety wydają się miejscem, od którego można zacząć.

4. Internetowy dramat

Hollywood powoli wdraża Internet. To był błąd, ponieważ myślę, że możemy teraz nazwać zwycięzcę w wyścigu między mechanizmami dostarczania, a jest nim Internet, a nie telewizja kablowa.

Wiele z tego wynika z okropności klientów telewizji kablowej, zwanych też telewizorami. Nasza rodzina nie czekała na Apple TV. Tak bardzo nienawidziliśmy naszego ostatniego telewizora, że kilka miesięcy temu zastąpiliśmy go komputerem iMac przykręconym do ściany. Sterowanie go myszką bezprzewodową jest trochę niewygodne, ale ogólne wrażenie jest znacznie lepsze niż koszmarne UI, z którym musieliśmy się wcześniej zmagać.

Część uwagi, jaką ludzie obecnie poświęcają oglądaniu filmów i seriali, można odebrać przez rzeczy, które wydają się całkowicie niepowiązane, takie jak aplikacje społecznościowe. Więcej można odebrać przez rzeczy nieco bardziej powiązane, takie jak gry. Ale prawdopodobnie zawsze pozostanie pewne resztkowe zapotrzebowanie na konwencjonalny dramat, gdzie siedzisz pasywnie i obserwujesz, jak dzieje się fabuła. Jak więc dostarczyć dramat przez Internet? Cokolwiek stworzysz, będzie musiało być na większą skalę niż klipy z YouTube. Kiedy ludzie siadają do oglądania serialu, chcą wiedzieć, co dostaną: albo część serii ze znanymi postaciami, albo pojedynczy, dłuższy „film”, którego podstawowe założenie znają z góry.

Istnieją dwa sposoby, w jakie dostawa i płatność mogą się potoczyć. Albo jakaś firma, taka jak Netflix czy Apple, będzie sklepem z aplikacjami rozrywkowymi, a ty dotrzesz do odbiorców za ich pośrednictwem. Albo potencjalni sprzedawcy aplikacji będą zbyt nachalni lub zbyt nieelastyczni technicznie, a firmy powstaną, aby dostarczać płatności i strumieniowanie a la carte producentom dramatu. Jeśli tak się potoczą sprawy, pojawią się również firmy świadczące takie usługi infrastrukturalne.

5. Następny Steve Jobs

Rozmawiałem ostatnio z kimś, kto dobrze znał Apple, i zapytałem go, czy ludzie, którzy teraz zarządzają firmą, będą w stanie nadal tworzyć nowe rzeczy w taki sposób, w jaki robił to Apple pod wodzą Steve'a Jobsa. Jego odpowiedź brzmiała po prostu „nie”. Już wtedy obawiałem się tej odpowiedzi. Pytałem więcej, żeby zobaczyć, jak ją zakwalifikuje. Ale wcale jej nie zakwalifikował. Nie, nie będzie żadnych więcej wspaniałych nowych rzeczy poza tym, co jest obecnie w planach. Przychody Apple mogą nadal rosnąć przez długi czas, ale jak pokazuje Microsoft, przychody są wskaźnikiem opóźnionym w branży technologicznej.

Jeśli więc Apple nie stworzy następnego iPada, kto go stworzy? Żaden z obecnych graczy. Żaden z nich nie jest kierowany przez wizjonerów produktu, a empirycznie wydaje się, że nie można ich zdobyć przez zatrudnienie. Empirycznie, sposób na zdobycie wizjonera produktu jako dyrektora generalnego jest taki, że sam zakłada firmę i nie zostaje zwolniony. Zatem firma, która stworzy następną falę sprzętu, prawdopodobnie będzie musiała być startupem.

Zdaję sobie sprawę, że brzmi to absurdalnie ambitnie dla startupu, aby próbować stać się tak dużym jak Apple. Ale nie bardziej ambitnie, niż było dla Apple stać się tak dużym jak Apple, a oni to zrobili. Ponadto startup podejmujący się tego problemu teraz ma przewagę, której oryginalne Apple nie miało: przykład Apple. Steve Jobs pokazał nam, co jest możliwe. Pomaga to potencjalnym następcom zarówno bezpośrednio, jak i Rogerowi Bannisterowi, pokazując, jak znacznie lepiej można zrobić niż ludzie robili to wcześniej, jak i pośrednio, jak Augustowi, utrwalając w umysłach użytkowników ideę, że jedna osoba może im przedstawić przyszłość.[3]

Teraz, gdy Steve odszedł, powstała pustka, którą wszyscy odczuwamy. Gdyby nowa firma śmiało wkroczyła w przyszłość sprzętu, użytkownicy by za nią podążyli. Dyrektor generalny tej firmy, „następny Steve Jobs”, może nie dorównywać Steve'owi Jobsowi. Ale nie musiałby. Musiałby tylko wykonać lepszą robotę niż Samsung, HP i Nokia, a to wydaje się całkiem wykonalne.

6. Przywrócić Prawo Moore'a

Ostatnie 10 lat przypomniało nam, co tak naprawdę mówi Prawo Moore'a. Do około 2002 roku można było bezpiecznie błędnie interpretować je jako obietnicę, że prędkości zegara podwoją się co 18 miesięcy. W rzeczywistości mówi ono, że gęstość obwodów podwoi się co 18 miesięcy. Kiedyś wydawało się pedantyczne wskazywać na to. Już nie. Intel nie może już dostarczać nam szybszych procesorów, tylko więcej ich.

To Prawo Moore'a nie jest tak dobre jak stare. Prawo Moore'a kiedyś oznaczało, że jeśli twoje oprogramowanie było wolne, wszystko, co musiałeś zrobić, to poczekać, a nieubłagany postęp sprzętu rozwiąże twoje problemy. Teraz, jeśli twoje oprogramowanie jest wolne, musisz przepisać je, aby wykonywało więcej rzeczy równolegle, co jest znacznie większą pracą niż czekanie.

Byłoby wspaniale, gdyby startup mógł nam przywrócić część starego Prawa Moore'a, pisząc oprogramowanie, które sprawiłoby, że duża liczba procesorów wyglądałaby dla programisty jak jeden bardzo szybki procesor. Istnieje kilka sposobów podejścia do tego problemu. Najbardziej ambitnym jest próba zrobienia tego automatycznie: napisanie kompilatora, który sparafrazuje nasz kod za nas. Jest nazwa dla tego kompilatora, wystarczająco inteligentny kompilator, i jest to synonim niemożliwości. Ale czy to naprawdę niemożliwe? Czy nie ma konfiguracji bitów w pamięci obecnego komputera, która jest tym kompilatorem? Jeśli naprawdę tak myślisz, powinieneś spróbować to udowodnić, ponieważ byłby to interesujący wynik. A jeśli nie jest to niemożliwe, ale po prostu bardzo trudne, może warto spróbować to napisać. Oczekiwana wartość byłaby wysoka, nawet jeśli szansa na sukces byłaby niska.

Powodem, dla którego oczekiwana wartość jest tak wysoka, są usługi internetowe. Gdybyś mógł napisać oprogramowanie, które dałoby programistom wygodę z czasów dawnych, mógłbyś zaoferować im je jako usługę internetową. A to z kolei oznaczałoby, że zdobyłbyś praktycznie wszystkich użytkowników.

Wyobraź sobie, że istnieje inny producent procesorów, który nadal mógłby przekształcać zwiększoną gęstość obwodów w zwiększone prędkości zegara. Przejęliby większość biznesu Intela. A ponieważ usługi internetowe oznaczają, że nikt już nie widzi swoich procesorów, pisząc wystarczająco inteligentny kompilator, możesz stworzyć sytuację nieodróżnialną od bycia tym producentem, przynajmniej na rynku serwerów.

Najmniej ambitnym sposobem podejścia do problemu jest rozpoczęcie od drugiej strony i zaoferowanie programistom bardziej sparafrazowalnych klocków Lego do budowania programów, takich jak Hadoop i MapReduce. Wtedy programista nadal wykonuje dużą część pracy optymalizacyjnej.

Istnieje intrygująca średnia droga, gdzie budujesz półautomatyczną broń – gdzie w pętli jest człowiek. Tworzysz coś, co wygląda dla użytkownika jak wystarczająco inteligentny kompilator, ale w środku są ludzie, używający wysoce rozwiniętych narzędzi optymalizacyjnych do znajdowania i eliminowania wąskich gardeł w programach użytkowników. Ci ludzie mogą być twoimi pracownikami, lub możesz stworzyć rynek optymalizacji.

Rynek optymalizacji byłby sposobem na generowanie wystarczająco inteligentnego kompilatora w kawałkach, ponieważ uczestnicy natychmiast zaczęliby pisać boty. Byłby to dziwny stan rzeczy, gdybyś mógł dojść do punktu, w którym wszystko można by zrobić za pomocą botów, ponieważ wtedy stworzyłbyś wystarczająco inteligentny kompilator, ale nikt indywidualnie nie miałby jego pełnej kopii.

Zdaję sobie sprawę, jak szalone to wszystko brzmi. Właściwie to, co mi się w tym pomyśle podoba, to wszystkie różne sposoby, w jakie jest on błędny. Cały pomysł skupienia się na optymalizacji jest sprzeczny z ogólnym trendem w rozwoju oprogramowania w ciągu ostatnich kilku dekad. Próba napisania wystarczająco inteligentnego kompilatora jest z definicji błędem. A nawet gdyby nie była, kompilatory to rodzaj oprogramowania, które powinno być tworzone przez projekty open source, a nie firmy. Plus, jeśli to zadziała, pozbawi wszystkich programistów, którzy czerpią przyjemność z tworzenia aplikacji wielowątkowych, tak wiele zabawnej złożoności. Troll z forum, którego już zinternalizowałem, nawet nie wie, od czego zacząć, podnosząc zastrzeżenia do tego projektu. Teraz to nazywam pomysłem na startup.

7. Ciągła diagnoza

Ale poczekaj, oto kolejny, który może napotkać jeszcze większy opór: ciągła, automatyczna diagnoza medyczna.

Jedną z moich sztuczek do generowania pomysłów na startupy jest wyobrażanie sobie sposobów, w jakie będziemy postrzegani jako zacofani przez przyszłe pokolenia. I jestem całkiem pewien, że dla ludzi za 50 lub 100 lat będzie barbarzyńskie, że ludzie w naszej epoce czekali, aż pojawią się objawy, aby zdiagnozować choroby takie jak choroby serca i rak.

Na przykład, w 2004 roku Bill Clinton poczuł się krótki oddech. Lekarze odkryli, że kilka jego tętnic było zablokowanych w ponad 90%, a 3 dni później przeszedł poczwórne obejście. Wydaje się rozsądne założyć, że Bill Clinton ma najlepszą dostępną opiekę medyczną. A jednak nawet on musiał czekać, aż jego tętnice zostaną zablokowane w ponad 90%, aby dowiedzieć się, że liczba ta przekracza 90%. Z pewnością w przyszłości będziemy znać te liczby tak, jak teraz znamy coś takiego jak naszą wagę. To samo dotyczy raka. Dla przyszłych pokoleń będzie absurdalne, że czekamy, aż pacjenci pojawią się objawy, aby zdiagnozować raka. Rak pojawi się na jakimś ekranie radarowym natychmiast.

(Oczywiście to, co pojawi się na ekranie radarowym, może być inne niż to, co teraz uważamy za raka. Nie zdziwiłbym się, gdyby w dowolnym momencie działało jednocześnie dziesięć, a nawet setki mikroraków, z których żaden normalnie nic nie znaczy.)

Wiele przeszkód w ciągłej diagnozie będzie wynikać z faktu, że jest ona sprzeczna z kierunkiem medycyny. Medycyna zawsze działała w ten sposób, że pacjenci przychodzili do lekarzy z problemami, a lekarze diagnozowali, co jest nie tak. Wielu lekarzy nie lubi pomysłu „wyprawy na ryby”, jak prawnicy nazywają poszukiwanie problemów bez wiedzy, czego szukają. Nazywają rzeczy odkrywane w ten sposób „incydentalomami” i są one pewnego rodzaju uciążliwością.

Na przykład, przyjaciółka miała kiedyś skan mózgu w ramach badania. Była przerażona, gdy lekarze prowadzący badanie odkryli coś, co wyglądało na duży guz. Po dalszych badaniach okazało się, że to niegroźna torbiel. Ale kosztowało ją to kilka dni terroru. Wielu lekarzy martwi się, że jeśli zaczniesz skanować ludzi bez objawów, otrzymasz to na gigantyczną skalę: ogromną liczbę fałszywych alarmów, które powodują panikę pacjentów i wymagają kosztownych, a może nawet niebezpiecznych badań do rozwiązania. Ale myślę, że to tylko artefakt obecnych ograniczeń. Gdyby ludzie byli skanowani przez cały czas i lepiej radzilibyśmy sobie z decydowaniem, co jest prawdziwym problemem, moja przyjaciółka wiedziałaby o tej torbieli przez całe życie i wiedziałaby, że jest niegroźna, tak jak wiemy o znamieniu.

Jest tu miejsce na wiele startupów. Oprócz przeszkód technicznych, z którymi borykają się wszystkie startupy, i przeszkód biurokratycznych, z którymi borykają się wszystkie startupy medyczne, będą one działać wbrew tysiącom lat tradycji medycznej. Ale to się stanie i będzie to wspaniała rzecz – tak wspaniała, że ludzie w przyszłości będą współczuć nam tak samo, jak my współczujemy pokoleniom, które żyły przed znieczuleniem i antybiotykami.

Taktyka

Pozwól, że zakończę kilkoma taktycznymi radami. Jeśli chcesz podjąć się problemu tak dużego, jak te, które omówiłem, nie atakuj go bezpośrednio frontalnie. Nie mów na przykład, że zamierzasz zastąpić pocztę elektroniczną. Jeśli to zrobisz, podniesiesz zbyt wiele oczekiwań. Twoi pracownicy i inwestorzy będą stale pytać „czy już jesteśmy na miejscu?”, a ty będziesz miał armię hejterów czekających, aby zobaczyć twoją porażkę. Po prostu powiedz, że tworzysz oprogramowanie do zarządzania zadaniami. To brzmi niegroźnie. Ludzie zauważą, że zastąpiłeś pocztę elektroniczną, gdy będzie to fait accompli.[4]

Empirycznie, sposób na robienie naprawdę wielkich rzeczy polega na zaczynaniu od zwodniczo małych rzeczy. Chcesz zdominować oprogramowanie mikrokomputerowe? Zacznij od napisania interpretera Basic dla maszyny z kilkoma tysiącami użytkowników. Chcesz stworzyć uniwersalną stronę internetową? Zacznij od zbudowania strony dla studentów Harvardu, aby się nawzajem śledzili.

Empirycznie, nie tylko dla innych musisz zaczynać od małych rzeczy. Musisz to robić dla siebie. Ani Bill Gates, ani Mark Zuckerberg nie wiedzieli na początku, jak wielkie staną się ich firmy. Wiedzieli tylko, że coś wymyślili. Może to zły pomysł, aby mieć naprawdę wielkie ambicje na początku, ponieważ im większa twoja ambicja, tym dłużej to potrwa, i im dalej projektujesz w przyszłość, tym bardziej prawdopodobne jest, że się pomylisz.

Myślę, że sposób na wykorzystanie tych wielkich idei polega nie na próbie zidentyfikowania precyzyjnego punktu w przyszłości, a następnie zadawaniu sobie pytania, jak się tam dostać, jak w popularnym obrazie wizjonera. Lepiej sobie poradzisz, jeśli będziesz działać jak Kolumb i po prostu kierować się w ogólnym kierunku zachodnim. Nie próbuj konstruować przyszłości jak budynku, ponieważ twój obecny plan jest prawie na pewno błędny. Zacznij od czegoś, o czym wiesz, że działa, a gdy się rozszerzasz, rozszerzaj się na zachód.

Popularny obraz wizjonera to ktoś z jasnym widokiem na przyszłość, ale empirycznie może być lepiej mieć rozmyty.

Przypisy

[1] Jest to również jedna z najważniejszych rzeczy, których VC nie rozumieją na temat startupów. Większość oczekuje, że założyciele przyjdą z jasnym planem na przyszłość i ocenia ich na tej podstawie. Niewielu świadomie zdaje sobie sprawę, że w największych sukcesach istnieje najmniejsza korelacja między początkowym planem a tym, czym startup ostatecznie się staje.

[2] To zdanie pierwotnie brzmiało „GMail jest boleśnie wolny”. Podziękowania dla Paula Buchheit za poprawkę.

[3] Roger Bannister jest znany jako pierwsza osoba, która przebiegła milę w czasie poniżej 4 minut. Ale jego rekord świata trwał tylko 46 dni. Gdy tylko pokazał, że jest to możliwe, wielu innych poszło w jego ślady. Dziesięć lat później Jim Ryun przebiegł milę w 3:59 jako junior w szkole średniej.

[4] Jeśli chcesz być następnym Apple, może nawet nie chcesz zaczynać od elektroniki użytkowej. Może najpierw stworzysz coś, z czego korzystają hakerzy. Albo stworzysz coś popularnego, ale pozornie nieistotnego, jak zestaw słuchawkowy lub router. Wszystko, czego potrzebujesz, to przyczółek.

Podziękowania dla Sama Altmana, Trevora Blackwell, Paula Buchheit, Patricka Collisona, Aarona Iby, Jessiki Livingston, Roberta Morrisa, Harja Taggar i Garry'ego Tana za przeczytanie wersji roboczych tego tekstu.