Czy można kupić Dolinę Krzemową? Może.

Luty 2009

Wiele miast patrzy na Dolinę Krzemową i pyta: „Jak moglibyśmy coś takiego stworzyć u nas?”. Organiczny sposób polega na założeniu uniwersytetu światowej klasy w miejscu, w którym bogaci ludzie chcą mieszkać. Tak właśnie powstała Dolina Krzemowa. Ale czy można przyspieszyć ten proces, finansując startupy?

Możliwe. Zastanówmy się, czego by to wymagało.

Pierwszą rzeczą, którą trzeba zrozumieć, jest to, że wspieranie startupów to inne zadanie niż wspieranie startupów w konkretnym mieście. To drugie jest znacznie droższe.

Ludzie czasami myślą, że mogliby poprawić scenę startupową w swoim mieście, zakładając coś w rodzaju Y Combinator tam, ale w rzeczywistości miałoby to blisko zerowy efekt. Wiem, bo sam Y Combinator miał blisko zerowy efekt na Boston, gdy przez połowę roku byliśmy tam zlokalizowani. Ludzie, których finansowaliśmy, pochodzili z całego kraju (a nawet świata), a potem wyjeżdżali tam, gdzie mogli uzyskać więcej finansowania – co zazwyczaj oznaczało Dolinę Krzemową.

Biznes finansowania zalążkowego nie jest biznesem regionalnym, ponieważ na tym etapie startupy są mobilne. To tylko kilku założycieli z laptopami. [1]

Jeśli chcesz wspierać startupy w konkretnym mieście, musisz finansować startupy, które nie wyjadą. Są dwa sposoby, aby to osiągnąć: mieć zasady zabraniające im wyjazdu, lub finansować je w momencie ich życia, gdy naturalnie zapuszczają korzenie. Pierwsze podejście jest błędem, ponieważ staje się filtrem wybierającym złe startupy. Jeśli twoje warunki zmuszają startupy do robienia rzeczy, których nie chcą, tylko zdesperowani przyjmą twoje pieniądze.

Dobre startupy przeniosą się do innego miasta jako warunek finansowania. Czego nie zrobią, to zgodzą się nie przenosić przy następnym zapotrzebowaniu na finansowanie. Więc jedynym sposobem, aby ich zatrzymać, jest dać im wystarczająco dużo, aby nigdy nie musieli wyjeżdżać.


Ile by to kosztowało? Jeśli chcesz powstrzymać startupy przed opuszczeniem twojego miasta, musisz dać im wystarczająco dużo, aby nie kusiła ich oferta od VC z Doliny Krzemowej wymagająca przeprowadzki. Startup byłby w stanie odmówić takiej oferty, jeśli rozwinąłby się do punktu, w którym byłby (a) zakorzeniony w twoim mieście i/lub (b) tak udany, że VC finansowaliby go nawet bez przeprowadzki.

Ile kosztowałoby rozwinięcie startupu do tego punktu? Minimum kilkaset tysięcy dolarów. Wufoo wydaje się zakorzenić w Tampie za 118 tys. dolarów, ale to ekstremalny przypadek. Średnio wymagałoby to co najmniej pół miliona.

Więc jeśli wydaje się zbyt piękne, aby było prawdziwe, że można stworzyć lokalną Dolinę Krzemową, dając startupom po 15-20 tys. dolarów, jak Y Combinator, to dlatego, że tak jest. Aby sprawić, by zostały, trzeba by im dać co najmniej 20 razy więcej.

Jednak nawet to jest interesującą perspektywą. Załóżmy, dla pewności, że kosztowałoby to milion dolarów na startup. Jeśli udałoby się zatrzymać startupy w twoim mieście za milion za sztukę, to za miliard dolarów można by sprowadzić tysiąc startupów. To prawdopodobnie nie pozwoliłoby ci wyprzedzić samej Doliny Krzemowej, ale mogłoby dać ci drugie miejsce.

Za cenę stadionu piłkarskiego każde miasto, w którym przyjemnie się żyje, mogłoby stać się jednym z największych centrów startupowych na świecie.

Co więcej, nie zajęłoby to zbyt wiele czasu. Można by to zrobić prawdopodobnie w pięć lat. W ciągu kadencji jednego burmistrza. I z czasem byłoby łatwiej, ponieważ im więcej startupów byłoby w mieście, tym mniej potrzeba by było, aby przyciągnąć nowe. Gdyby w mieście było tysiąc startupów, VC nie staraliby się tak bardzo, aby przenieść je do Doliny Krzemowej; zamiast tego otwieraliby lokalne biura. Wtedy naprawdę byłoby dobrze. Rozpoczęlibyście samopodtrzymującą się reakcję łańcuchową, podobną do tej, która napędza Dolinę.


Ale teraz nadchodzi najtrudniejsza część. Trzeba wybrać startupy. Jak to zrobić? Wybieranie startupów to rzadka i cenna umiejętność, a garstka ludzi, którzy ją posiadają, nie jest łatwo zatrudnialna. A tę umiejętność tak trudno zmierzyć, że gdyby rząd próbował zatrudnić ludzi z nią, prawie na pewno wybrałby niewłaściwych.

Na przykład miasto mogłoby dać pieniądze funduszowi VC na założenie lokalnego oddziału i pozwolić im dokonywać wyborów. Ale tylko zły fundusz VC przyjąłby taką umowę. Nie wydawaliby się źli urzędnikom miejskim. Wydawaliby się bardzo imponujący. Ale byliby źli w wybieraniu startupów. To charakterystyczny tryb awarii VC. Wszyscy VC wydają się imponujący dla partnerów ograniczonych. Różnica między dobrymi a złymi staje się widoczna tylko w drugiej połowie ich pracy: wybieraniu i doradzaniu startupom. [2]

Tak naprawdę potrzebujesz puli lokalnych aniołów biznesu – ludzi inwestujących pieniądze zarobione na własnych startupach. Ale niestety napotykamy tu problem jajka i kury. Jeśli twoje miasto nie jest już centrum startupowym, nie będzie tam ludzi, którzy dorobili się na startupach. I nie ma sposobu, aby miasto przyciągnęło aniołów z zewnątrz. Z definicji są bogaci. Nie ma zachęty, która skłoniłaby ich do przeprowadzki. [3]

Jednak miasto mogłoby wybierać startupy, korzystając z wiedzy inwestorów, którzy nie byli lokalni. Byłoby dość proste stworzyć listę najbardziej znanych aniołów z Doliny Krzemowej, a z niej wygenerować listę wszystkich startupów, w które zainwestowali. Gdyby miasto zaoferowało tym firmom po milion dolarów za przeniesienie się, wiele z tych na wcześniejszym etapie prawdopodobnie by to przyjęło.

Jak absurdalny by się ten plan nie wydawał, jest to prawdopodobnie najefektywniejszy sposób, w jaki miasto mogłoby wybrać dobre startupy.

Szkodowałoby to startupom w pewnym stopniu, gdyby zostały oddzielone od swoich pierwotnych inwestorów. Z drugiej strony, dodatkowy milion dolarów dałby im znacznie więcej czasu.


Czy przeszczepione startupy przetrwałyby? Całkiem możliwe. Jedynym sposobem, aby się o tym przekonać, byłoby spróbowanie. Byłby to całkiem tani eksperyment, jak na wydatki cywilne. Wybierz 30 startupów, w które niedawno zainwestowali znani aniołowie, daj im po milion dolarów, jeśli przeniosą się do twojego miasta, i zobacz, co się stanie po roku. Jeśli będą się rozwijać, możesz spróbować importować startupy na większą skalę.

Nie bądź zbyt formalistyczny co do warunków, na jakich mogą wyjechać. Po prostu zawrzyj dżentelmeńską umowę.

Nie próbuj robić tego tanio i wybierać tylko 10 do początkowego eksperymentu. Jeśli zrobisz to na zbyt małą skalę, zagwarantujesz sobie porażkę. Startupy potrzebują być blisko innych startupów. 30 wystarczyłoby, aby poczuć się jak społeczność.

Nie próbuj zmuszać ich wszystkich do pracy w odnowionym magazynie, który przerobiłeś na „inkubator”. Prawdziwe startupy wolą pracować we własnych przestrzeniach.

W rzeczywistości nie nakładaj na startupy żadnych ograniczeń. Założyciele startupów to w większości hakerzy, a hakerzy są znacznie bardziej ograniczeni przez dżentelmeńskie umowy niż regulacje. Jeśli podadzą ci rękę na zgodę, dotrzymają jej. Ale pokaż im zamek, a ich pierwszą myślą będzie, jak go otworzyć.

Co ciekawe, eksperyment z 30 startupami mógłby zostać przeprowadzony przez każdego wystarczająco bogatego prywatnego obywatela. A jaki nacisk wywarłoby to na miasto, gdyby się udało. [4]


Czy miasto powinno wziąć udziały w zamian za pieniądze? W zasadzie mają do tego prawo, ale jak wybrałyby wyceny dla startupów? Nie można by po prostu dać im wszystkim tej samej wyceny: byłaby ona zbyt niska dla niektórych (którzy by odmówili) i zbyt wysoka dla innych (ponieważ mogłaby sprawić, że ich następna runda finansowania byłaby „spadkiem”). A ponieważ zakładamy, że robimy to bez możliwości wyboru startupów, musimy również założyć, że nie możemy ich wycenić, ponieważ jest to praktycznie to samo.

Innym powodem, dla którego nie warto brać udziałów w startupach, jest to, że startupy często angażują się w rzeczy niegodne pochwały. Podobnie jest z istniejącymi firmami, ale nie są one za to obwiniane. Jeśli ktoś zostanie zamordowany przez kogoś poznanego na Facebooku, prasa potraktuje tę historię tak, jakby dotyczyła Facebooka. Jeśli ktoś zostanie zamordowany przez kogoś poznanego w supermarkecie, prasa potraktuje to po prostu jako historię o morderstwie. Więc zrozum, że jeśli inwestujesz w startupy, mogą one budować rzeczy wykorzystywane do pornografii, udostępniania plików lub wyrażania niepopularnych opinii. Prawdopodobnie powinieneś sponsorować ten projekt wspólnie ze swoimi przeciwnikami politycznymi, aby nie mogli wykorzystać tego, co robią startupy, jako broni przeciwko tobie.

Byłoby to zbyt duże obciążenie polityczne, aby po prostu dać startupom pieniądze. Więc najlepszym planem byłoby uczynienie tego konwertowalnym długiem, ale który nie konwertowałby, chyba że w naprawdę dużej rundzie, jak 20 milionów dolarów.


Jak dobrze ten schemat zadziałałby, zależałoby od miasta. Są takie miasta, jak Portland, które łatwo byłoby przekształcić w centra startupowe, a inne, jak Detroit, gdzie byłaby to naprawdę trudna walka. Więc bądź szczery ze sobą co do rodzaju miasta, które masz, zanim spróbujesz tego.

Będzie łatwiej w proporcji do tego, jak bardzo twoje miasto przypomina San Francisco. Czy masz dobrą pogodę? Czy ludzie mieszkają w centrum, czy opuścili centrum na rzecz przedmieść? Czy miasto byłoby opisane jako „modne” i „tolerancyjne”, czy jako odzwierciedlające „tradycyjne wartości”? Czy w pobliżu znajdują się dobre uniwersytety? Czy są dzielnice, po których można spacerować? Czy nerdzi czuliby się jak w domu? Jeśli odpowiedziałeś twierdząco na wszystkie te pytania, być może będziesz w stanie nie tylko zrealizować ten plan, ale zrobić to za mniej niż milion na startup.

Zdaję sobie sprawę, że szansa na to, że jakiekolwiek miasto będzie miało wolę polityczną do realizacji tego planu, jest mikroskopijnie mała. Chciałem tylko zbadać, czego by to wymagało, gdyby tak się stało. Jak trudno byłoby ożywić Dolinę Krzemową? Fascynujące jest myśleć, że ta nagroda może być w zasięgu tak wielu miast. Więc nawet jeśli wszyscy i tak wydadzą pieniądze na stadion, przynajmniej teraz ktoś może ich zapytać: dlaczego wybraliście to zamiast stać się poważnym rywalem dla Doliny Krzemowej?

Przypisy

[1] To, co ludzie zakładający te rzekomo lokalne firmy zalążkowe zawsze odkrywają, to (a) ich kandydaci pochodzą zewsząd, nie tylko z okolicy, i (b) lokalne startupy składają również podania do innych firm zalążkowych. Więc to, co się dzieje, to że pula kandydatów jest dzielona według jakości, a nie geografii.

[2] Co ciekawe, źli VC ponoszą porażkę, wybierając startupy prowadzone przez ludzi takich jak oni – ludzi, którzy są dobrymi prezenterami, ale nie mają prawdziwej substancji. To przypadek fałszywego prowadzącego fałszywego. A ponieważ wszyscy zaangażowani są tak wiarygodni, LP inwestujący w te fundusze nie mają pojęcia, co się dzieje, dopóki nie zmierzą swoich zwrotów.

[3] Podejrzewam, że nawet nie jako raj podatkowy. To sprawia, że niektórzy bogaci ludzie się przeprowadzają, ale nie ci, którzy byliby dobrymi aniołami biznesu w startupach.

[4] Dziękuję Michaelowi Keenanowi za zwrócenie na to uwagi.

Dziękuję Trevorowi Blackwellowi, Jessice Livingston, Robertowi Morrisowi i Fredowi Wilsonowi za przeczytanie wersji roboczych tego tekstu.